Politycy rządzący ogłaszają kolejny sukces, którym jest dla nas szansa fotela przewodniczącego PE. Niepokoją się jednak, czy nieodpowiedzialna opozycja – sam fakt jej opozycyjności wobec rządów miłości czyni ją nieodpowiedzialną – wykaże należyte zaangażowanie w tę sprawę. A brak należytego entuzjazmu może przecież fotel od nas odsunąć.
Opozycja nie kwestionuje wielkości chwili, przypomina tylko, aby w nadmiarze emocji rząd nie zapomniał zgłosić Buzka, tak jak zapomniał zgłosić Radosława Sikorskiego na stanowisko sekretarza generalnego NATO. Opozycja działa w swoim interesie. Za brak sukcesu Buzka odpowiedzialna będzie ona, a zwłaszcza Lech Kaczyński. Przecież to on ponosi winę za to, że Sikorski nie zajął stanowiska, do którego nikt go nie zgłaszał.
I tylko od nikogo nie usłyszałem: po co nam ta nominacja? Właściwie, czemu nie? Dobrze jest, jeśli Polacy zajmują znaczące stanowiska. Chociaż, czy postawa taka nie jest przejawem ciemnego nacjonalizmu? Przecież w UE harmonijnie stapiają się interesy jej członków...
Zostawiając na boku ów wyższy, europejski stan świadomości, warto zastanowić się: jaki polityczny plan stoi za walką o fotel dla, swoją drogą sympatycznego, byłego premiera? Jest to funkcja czysto reprezentacyjna, której nie sposób porównać z rolą marszałka w polskim Sejmie. Politycznie pewnie bardziej znaczące byłyby stanowiska przewodniczących w ważniejszych komisjach PE.
Czy przypadkiem nie jest tak, że polityczni iluzjoniści oferują nam tytuły, kiedy nie są w stanie zaproponować konkretów? I tak zamiast polityki mamy grę pozorów. Czy do tego ma sprowadzić się osławiona "postpolityka"? Nasi europejscy partnerzy twardo stąpają na gruncie interesów. Może opłaci im się zaproponować nam paciorki... przepraszam, fotel przewodniczącego.