"Tylko do waszej wiadomości, towarzyszu…" – wtajemniczali wyżsi szczeblem niższych, umacniając ich lojalność i schlebiając potrzebie przynależności do wewnątrzpartyjnej elity. "Wiecie, zachowajcie to dla siebie, ale strajk w stoczni zorganizowała ambasada Izraela, są niezbite dowody, tylko radzieccy kazali załatwić sprawę po cichu".
[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/07/13/wtajemniczeni/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Wśród innych podobieństw do czasów poprzedniej "jedności polityczno-moralnej" Polaków wokół reform jedynie słusznej partii (wtedy zwanych budowaniem drugiej Polski) wraca i to. Pracownicy bliskich władzy mediów okazują się mieć tajną wiedzę, której nikt inny nie ma. Niestety, nieopatrznie się nią chwalą, jak pewien redaktor pochwalił się publicznie, że zna treść rozmowy śp. Lecha Kaczyńskiego z bratem tuż przed katastrofą w Smoleńsku. Przed ogłoszeniem stenogramów z kokpitu jeden ze specjalistów z Czerskiej rozpowiadał w środowisku, że jego redakcja zna już zapisy rozmów z załogą tupolewa i że na taśmach kapitan Protasiuk wyśmiewa ostrzeżenia przed mgłą i przechwala się: "Teraz zobaczycie, jak lądują debeściaki". Ta akurat narracja się skompromitowała, ale inne brednie krążą wśród "wtajemniczonych" w najlepsze – ostatnio o rzekomym pijaństwie w pałacu, które opóźnić miało odlot.
Prokuratorzy twierdzą, że nie wiedzą, a funkcjonariusze prorządowych mediów wszystkie okoliczności katastrofy poufnie znają. Skąd? Od bliżej nieokreślonych polityków PO. I dziwnym trafem cała ta poufna wiedza jednoznacznie obciąża ofiary katastrofy, rozgrzeszając wszystkich innych. Jej depozytariusze zaś puchną z dumy, że załapali się do dobrze poinformowanej elity i mogą na niekumate polactwo patrzeć z góry. A bardzo to lubią.