Ci wszyscy, którzy liczą, że politycy dotrzymają obietnic odnośnie naszych świadczeń na starość powinni udać się do lekarza. Zwłaszcza, że nadciąga demograficzne tsunami. Dewastacja obecnego systemu wskazuje jasno – rząd może zrobić z zabieranymi nam pieniędzmi co tylko zechce i dlatego w interesie nas wszystkich jest domaganie się wprowadzenia tzw. systemu minimum. Jak najmniej do kieszeni ZUS-ów, OFE czy innych rządowych tworów, jak najwięcej owoców naszej pracy w naszych kieszeniach. Dlaczego? Bo to oznacza wyższy wzrost gospodarczy, racjonalniej wydawane pieniądze, więcej pracy, więcej dzieci, mniej emigrantów. A nie ma nic lepszego dla wypłacalności systemów emerytalnych niż te pięć elementów.
Powinniśmy zatem uzmysłowić sobie, że czas na zawarcie nowej umowy społecznej związanej z obniżeniem świadczeń i składek. Państwo nie powinno zabierać nam na emeryturę 20 proc. naszych pensji. Tak wysoka składka jest zabójcza, docelowo powinna wynosić połowę tej stawki.
Z drugiej strony powinniśmy sobie uczciwie powiedzieć: tzw. stopa zastąpienia (relacja pierwszej emerytury do ostatniej pensji) wyniesie ok. 20 proc., a ludzie o resztę muszą zadbać sami. Taki system powinien też być absolutnie powszechny. Żadnych wyjątków, przywilejów, specjalnych grup czy świadczeń. Płacisz niewiele jako obywatel - dostajesz w późnym wieku niewiele. Byle nie umrzeć z głodu.
Wprowadzenie takiego rozwiązania spowodowałby wzrost płac netto, co skutkuje większym zatrudnieniem, zwiększeniem popytu wewnętrznego, obniżeniem szarej strefy, wzrostem konkurencyjności polskich firm, mniejszą presją na wzrost wynagrodzeń. W długiej perspektywie poprawiłoby się saldo budżetu państwa dzięki zwiększeniu poziomu zatrudnienia. Państwowy ubezpieczyciel miałby też niższe zobowiązania z tytułu niższych składek. W perspektywie niskiego świadczenia w przyszłości gospodarstwa domowe byłyby też bardziej skłonne do oszczędzania i inwestowania. Dysponując wyższym dochodem, ludzie decydowaliby się łatwiej na dzieci. Potomstwo stałoby się dla nich zabezpieczeniem na starość.
Co ciekawe o takim rozwiązaniu mówi coraz więcej środowisk. Już nie tylko Centrum im. Adama Smitha, ale także Polska Razem czy Solidarna Polska. Taki wariant pozwoliłby na realną reformę naszego systemu. Ludzie dostaną do dyspozycji więcej zarobionych przez siebie pieniędzy i dzięki temu nie będą ostro protestować przeciwko odbieraniu im przywilejów emerytalnych. Co czeka nas przy kontynuacji obecnego stanu rzeczy? Jeszcze klika lat konwulsji, prowadzących do zawalenia się całego systemu. A taki scenariusz oznacza także załamanie finansów państwa.