Polska podpisała z Ukrainą umowę o bezpieczeństwie
Polska w poniedziałek dołączyła do państw, które podpisały z Ukrainą dwustronne umowy o bezpieczeństwie. Nie byłoby dobrze, gdybyśmy przed szczytem w Waszyngtonie nie mieli tego za sobą. Wcześniej takie umowy podpisała połowa krajów sojuszu, w tym Stany Zjednoczone, i dodatkowo UE jako całość oraz Japonia, która od rosyjskiej inwazji na Ukrainę przechodzi militarną przemianę i z oddaniem angażuje się we wsparcie Kijowa.
Jednak podpisanie porozumienia o bezpieczeństwie, nawet z pierwszym mocarstwem, Stanami Zjednoczonymi, nie daje takich gwarancji jak członkostwo w NATO. Zapewnia pomoc finansową, polityczną i zbrojeniową, ale nie obronę sojusznika – którą art. 5 traktatu NATO obiecuje zaatakowanemu państwu członkowskiemu.
Czy dwustronne umowy o bezpieczeństwie to ładnie opakowana alternatywa członkostwa Ukrainy w NATO?
Na razie takie dwustronne porozumienia będą musiały Ukrainie wystarczyć, na waszyngtońskim szczycie nie usłyszy zaproszenia do NATO. Pytanie, na które w dającym się przewidzieć terminie nie uzyskamy odpowiedzi: czy takie umowy nie będą jej musiały wystarczyć na zawsze, czy nie zostaną nagrodą pocieszenia, ładnie opakowaną alternatywą prawdziwego członkostwa?
„Gdy się zaprosi Ukrainę i miałaby ona już gwarancje bezpieczeństwa, byłoby to zaproszeniem do pójścia na wojnę z Rosją. Wątpię, żeby opinia publiczna w większości krajów europejskich, w tym Polsce, była na to gotowa” – mówił w marcu w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski.
Już od wielu miesięcy było więc jasne, że o żadnym zaproszeniu dla Ukrainy nie ma mowy, i to nie tylko ze względu na ostrożną postawę wobec Kremla najważniejszych państw sojuszu po obu stronach Atlantyku, USA i Niemiec.