Donald Trump bardzo poważnie myślał – choćby w 2018 r. – o wyprowadzeniu Stanów Zjednoczonych z sojuszu atlantyckiego, na co liczył Putin. Tak jak chciał też wycofać swój kraj ze Światowej Organizacji Handlu (WTO), a wycofał skutecznie z paryskiego porozumienia klimatycznego i porozumienia atomowego z Iranem. O tym zaświadczają znawcy Stanów Zjednoczonych – ci większego kalibru niż propagandyści polskich reżimowych mediów. Jak choćby były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton. – W Kwaterze Głównej panowało w tamtym czasie przekonanie, że on to zrobi – mówi „Rzeczpospolitej” natowski dyplomata wysokiej rangi. 

Co by się stało, gdyby Donald Trump wyprowadził USA z NATO

Ostatecznie to desperackie starania współpracowników Trumpa odwiodły prezydenta od tak radykalnego kroku. Gdyby do tego doszło, runęłaby podstawa bezpieczeństwa Polski, gwarancja jej przynależności do Zachodu. Tym bardziej, że jednocześnie amerykański przywódca wielokrotnie próbował ugrać deal z Putinem, jak choćby na szczycie w Helsinkach latem 2018 r., kiedy dał wiarę rosyjskiemu wywiadowi w sprawie ingerencji Moskwy w wybory w USA, a nie własnym służbom wywiadowczym.

Czytaj więcej

Tusk nie zapatrzył się w Putina jak Obama i Merkel

Mowa więc o prezydencie Ameryki, jakiego Kreml nie mógł sobie wymarzyć w najwspanialszych snach. Tyle że to właśnie Polska okazała się głównym sojusznikiem Donalda Trumpa w Europie. Organizowała projekt Trójmorza, który zgodnie z oczekiwaniami miliardera popierającego brexit miał podzielić Unię Europejską. Gościła w Warszawie Konferencję Bliskowschodnią, którą miała forsować wizję Trumpa w tamtej części świata. Otworzyła na amerykański biznes swoją gospodarkę. A przede wszystkim starała się doprowadzić poza NATO do dwustronnego porozumienia o współpracy wojskowej z USA, tzw. Fort Trump. I gdy okazało się, że prezydent przegrał walkę o reelekcję, nie chciała uznać zwycięstwa Joe Bidena. 

Kompleksy PiS i niechęć Donalda Trumpa do Niemiec

Tu nie ma więc mowy o jednym spotkaniu, zdjęciu z Putinem czy Ławrowem, które mają na swoim koncie zarówno Donald Tusk, jak i Lech Kaczyński, bo prowadzenie takich rozmów jest rolą wysokiej rangi urzędników. Chodzi o trwającą cztery lata politykę, którą podsycały kompleksy polskiej prawicy, szukającej uznania na świecie, oraz niechęć Trumpa do Niemiec, wynikająca głównie z powodów komercyjnych. Ta strategia skończyłaby się tragedią, gdyby Donald Trump pozostał na kolejne cztery lata w Białym Domu. I skończy się nią, jeśli w przyszłym roku do Białego Domu Trump powróci, a Prawo i Sprawiedliwość będzie jeszcze wtedy u władzy.