Najważniejsza zawsze wydaje się ta wartość, której brak silnie odczuwamy w danym momencie. Po wybuchu wojny w Ukrainie przez dwa miesiące Zjednoczona Prawica cieszyła się wyższym poparciem niż przez cały ostatni rok. W czerwcu ta fala opadła. Rząd, który postawił na „bezpieczeństwo” jako wartość najbardziej pożądaną w czasie wojny, szybko przekonał się, że kiedy tylko na froncie robi się spokojniej albo bezpośrednie zagrożenia oddala się od naszych granic, „obóz strachu” traci zainteresowanie i albo się demobilizuje, albo gromadzi wokół innych wartości niż bezpieczeństwo.

Ale PiS miał jeszcze inny rodzaj bezpieczeństwa do dyspozycji na potrzeby wyborczej propagandy. To dzięki niemu wygrywał wszystkie ostatnie wybory – od samorządowych po prezydenckie. Chodzi o bezpieczeństwo socjalne. I mimo że są w nim wielkie dziury, jak np. system pomocy opiekunom osób niepełnosprawnych, to partii Kaczyńskiego udało się ugruntować w społeczeństwie przekonanie, że „bardziej się dzieli z ludźmi tym, co ma”, niż poprzednio rządząca Platforma Obywatelska, która raczej szukała możliwości cięcia wydatków społecznych i ograniczała zdobycze socjalne, np. poprzez wydłużenie wieku emerytalnego.

Czytaj więcej

Sondaż: Reakcja władz na incydent w Przewodowie? Nie ma co krytykować

Ten podział „na Polskę liberalną i Polskę solidarną” nie jest już aktualny. Za duża jest skala kryzysu ekonomicznego, za wysokie inflacja i ceny podstawowych artykułów, co uderza w najsłabszych. Za dużo korupcji i nepotyzmu. Mit „Polski solidarnej” się skończył. Poszukując więc nowego sztandaru, PiS sięgnął po bezpieczeństwo militarne, stając się symbolem „partii wojny”, czyli takiej, na której barkach spoczywa ciężar obrony obywateli. Dlatego nie ma się co dziwić, że z badania IBRiS wynika, iż 53,6 proc. ankietowanych dobrze ocenia reakcję władz na tragiczny incydent w Przewodowie. Tym bardziej że efekt zaangażowania władz, bez wnikania w szczegóły śledztwa, jest przecież pozytywny: bezpośrednia wojna NATO z Rosją nie wybuchła. Władza spełniła więc swoje zadanie, nawet jeśli to nie jej zasługa. Można z powrotem zająć się obliczaniem, ile nam brakuje pieniędzy, by jakoś przetrwać nadchodzące święta.