Do gry wkraczają stateczni mieszczanie, którzy, wydawałoby się, powinni być odporni na radykalne hasła.
Jeszcze 20 lat temu konflikt odmiennych kultur w ramach liberalnej demokracji był na Zachodzie tematem tabu. Bo przecież w imię tolerancji – jednego z czołowych przesądów naszych czasów – różne religie i światopoglądy powinny być traktowane równoprawnie. O widmie islamizacji Europy mówili wtedy wyłącznie politycy pokroju Jeana-Marie Le Pena, których prawicowe i lewicowe partie głównego nurtu spychały na margines.
Coś jednak w Europie się skończyło, coś pękło. Polityczną poprawność od dwóch dekad wypiera brutalny realizm. I w europejskim politycznym establishmencie nie brakuje głosów, że stroniący od asymilacji na Zachodzie muzułmanie tworzą zbiorowości, które stają się beczkami prochu. Trzeba więc takim niebezpieczeństwom przeciwdziałać, czemu wyraz dał chociażby w połowie ubiegłej dekady Nicolas Sarkozy. Będąc wówczas ministrem spraw wewnętrznych Republiki Francuskiej, wypowiedział wojnę gangom młodych ludzi pochodzących z rodzin imigranckich.
Wreszcie trzeba zauważyć, że zmienia się oblicze zjawiska, które lewicowi i liberalni obserwatorzy życia publicznego z niepokojem określają mianem „ksenofobii". Otwartą wrogość wobec wyznawców islamu okazują już nie tylko ugrupowania tak zwanej skrajnej prawicy, które ze pośrednictwem retoryki rodem z międzywojnia demonstrują pogardę wobec zachodnich społeczeństw konsumpcyjnych i ich kultury masowej. Głośny sprzeciw wobec obecności muzułmanów w Europie staje się udziałem zwykłych obywateli, dalekich od jakiegokolwiek ideologicznego radykalizmu.
Wystarczy wskazać takich polityków jak chociażby lider holenderskiej Partii Wolności Geert Wilders czy ostatnio ubiegający się o prezydenturę Austrii w drugiej turze wyborów w tym kraju Norbert Hofer. Politycy ci adresują swoją populistyczną ofertę, w której istotną rolę odgrywają hasła antyislamskie, nie do naziskinów, ale do statecznych mieszczan. Znamienne, że Wilders prezentuje się jako obrońca holenderskiego liberalnego stylu życia. Opowiada się więc za ochroną mniejszości seksualnych, które jego zdaniem są zagrożone przez muzułmanów.