Andrzej Łomanowski: Powolne dojrzewanie Zachodu

Amerykańscy analitycy nie wierzyli, że Ukraińcy będą potrafili tak skutecznie się bronić. Cały kłębek nieporozumień i strachów powodował, że zbyt późno zaczęto dostarczać im ciężki sprzęt wojskowy.

Publikacja: 14.04.2022 22:58

Andrzej Łomanowski: Powolne dojrzewanie Zachodu

Foto: AFP

Pomoc wojskowa napływająca do Ukrainy jest już znaczna, ale cały czas za mała w stosunku do potrzeb. Innymi słowy: państwa zachodnie dają to, co było potrzebne – powiedzmy – w zeszłym tygodniu. Gdy tymczasem obecnie potrzebny jest już inny sprzęt. Wszystko dlatego, że nikt nie wierzył w ukraińską wolę walki o swą wolność. Nadal też, mimo oficjalnych wizyt w Kijowie i publicznych zapewnień, nie wszyscy w nią wierzą i oczekują wiadomości o ukraińskiej klęsce.

Czytaj więcej

Ameryka już się nie boi zemsty rosyjskiej armii

Początkowo, jeszcze jesienią ubiegłego roku, zachodni analitycy (głównie amerykańscy) przewidywali, że Ukraińcy będą w stanie stawić opór rosyjskiej armii dopiero w miastach. A pozostały teren kraju zostanie łatwo opanowany przez armię Putina. Stąd początkowa pomoc wojskowa dla Kijowa obejmowała przede wszystkim uzbrojenie do walk miejskich oraz partyzanckich. Głównie były to ręczne wyrzutnie przeciwpancerne i przeciwlotnicze, czyli słynne amerykańskie stingery, nie mniej słynne javeliny oraz NLAW-y. Szczególnie te ostatnie wskazywały na intencje ofiarodawców: z NLAW-a można zniszczyć cel nawet z 20 metrów, na przykład wychylając się zza rogu budynku.

Podobne myślenie było powodem namawiania prezydenta Zełenskiego, m.in. przez USA, by uciekał z Kijowa, który przecież – jak sądzono – za chwilę i tak wpadnie w rosyjskie ręce.

Z trudem w zachodnich stolicach (i zbyt wolno) uświadamiano sobie, że Ukraina zajadle walczy, nie ma zamiaru oddawać swej wolności i potrzebuje innego uzbrojenia. Ręcznymi granatnikami można zniszczyć dużo czołgów czy ciężarówek, ale nie można ochronić miast przed morderczymi nalotami czy ostrzałem rakietowym. Nie mówiąc już o wygraniu wojny.

A do tego dążą Ukraińcy, co jednak (jeszcze) wywołuje uśmiechy niedowierzania, by nie rzec drwiny. Wszyscy nadal uważają, że Kijów po prostu chce mieć dobrą pozycję przetargową w negocjacjach z Moskwą, a do tego powinny mu wystarczyć ręczne granatniki. Takie rozumowanie skrywa też strach przed Kremlem, a dokładniej przed nieobliczalnym Putinem.

Cały ten kłębek nieporozumień i strachów powodował, że zbyt późno zaczęto dostarczać ciężki sprzęt wojskowy. Na szczęście on już wreszcie jedzie i miejmy nadzieję, że zdąży na miejsce przed bitwą o Donbas.

Pomoc wojskowa napływająca do Ukrainy jest już znaczna, ale cały czas za mała w stosunku do potrzeb. Innymi słowy: państwa zachodnie dają to, co było potrzebne – powiedzmy – w zeszłym tygodniu. Gdy tymczasem obecnie potrzebny jest już inny sprzęt. Wszystko dlatego, że nikt nie wierzył w ukraińską wolę walki o swą wolność. Nadal też, mimo oficjalnych wizyt w Kijowie i publicznych zapewnień, nie wszyscy w nią wierzą i oczekują wiadomości o ukraińskiej klęsce.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Wybory 2023. Dlaczego Donald Tusk wraca do polexitu?
Materiał Promocyjny
Nowe finansowanie dla transportu miejskiego w Polsce Wschodniej
Komentarze
Michał Płociński: MHP powinno łączyć, a nie dzielić. Jeśli Mateusz Morawiecki tego nie rozumie, nie rozumie polskiej historii
Komentarze
Bogusław Chrabota: PiS atakuje igrzyskami. Kto zapłaci za kolarzy ścigających się na A1?
Komentarze
Anna Słojewska: Niemieckie kontrole na granicy z Polską nie są atakiem na PiS. Chodzi o coś innego
Materiał Promocyjny
Sieć kampusowa 5G dla bezpieczeństwa danych
Komentarze
Daria Chibner: „Chłopi” z szansą na Oscara, choć z polityką przegrali
Komentarze
Zuzanna Dąbrowska: Politycy PiS rzucili się na „Zieloną granicę” jak wygłodniałe wilki