Przekonaliśmy się o tym, czego się można było spodziewać. Nie ma w Polsce napastnika, mogącego zastąpić Lewandowskiego więc Adam Nawałka miał okazję pokazać, że potrafi z tej sytuacji wybrnąć. Udało się połowicznie. Wiedzieliśmy, że Urugwajczycy grają twardo, bardzo dobrze technicznie, a Edinson Cavani jest jednym z najlepszych napastników na świecie.
Żeby te przewagi wyrównać, trener postawił na grę defensywną. Mówiło się, że może zaryzykować ustawienie z trzema obrońcami, jednak to byłoby samobójstwo. Graliśmy aż pięcioma, w ustawieniu, jakiego nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Thiago Cionek, Jarosław Jach i Kamil Glik stali na środku obrony, Bartosz Bereszyński i Maciej Rybus na bokach, przed nimi w środku Grzegorz Krychowiak i Jacek Góralski, na skrzydłach Jakub Blaszczykowski i Kamil Grosicki a na środku Kamil Wilczek.
Dla Jacha to był debiut, Góralski i Wilczek też się dotychczas nie nagrali, ale jakoś dawali sobie radę. Była to jednak gra taka, żeby nie przegrać. Emocje zaczynały się, kiedy piłkę mieli Błaszczykowski lub Grosicki, bardzo dobrze do ataków włączał się Bereszyński, który powinien stać pełnoprawnym następcą Łukasza Piszczka.
Tyle, że w całym meczu Polacy oddali na bramkę Martina Silvy mniej niż pięć celnych strzałów i żaden nie był groźny. Wilczek miał jedną sytuację, a zastępujący go Jakub Świerczok żadnej.
Oczywiście tak grając można dojść do finału mistrzostw świata, co już nie raz pokazała reprezentacja Włoch. Był to jednak „futbol na nie”.