Bielecki: Juncker szkodzi Europie

Widok był żenujący. Jean-Claude Juncker tylko dzięki pomocy prezydenta Ukrainy i premiera Holandii nie upadł w czasie czwartkowych uroczystości ku czci NATO w centrum Brukseli. Świat obiegło nagranie słaniającego się na nogach przewodniczącego Komisji Europejskiej. I pytania, czy po raz kolejny za dużo wypił alkoholu.

Aktualizacja: 13.07.2018 20:09 Publikacja: 13.07.2018 11:58

Bielecki: Juncker szkodzi Europie

Foto: AFP

Luksemburczyk zarzekał się, że jego zachowanie nie ma nic wspólnego z rzekomym nałogiem tylko jest spowodowane kłopotami z kręgosłupem. W jaki sposób taka przypadłość spowodowała jednak, że na sali Rady Północnoatlantyckiej usiadł na miejscu Donalda Trumpa i małpował zachowanie amerykańskiego prezydenta, już nie wytłumaczył.
Juncker, podobnie jak szefowie innych europejskich instytucji, i bez zarzutów o alkoholizm ma problem z legitymizacją. Wybrany w drodze zakulisowych gier między przywódcami państw Unii, z trakcie swojego pięcioletniego mandatu nie musi się liczyć z żadną demokratyczną kontrolą.

Taki układ powoduje, że nawet najpoważniejsze błędy Brukseli jak przyjęcie Grecji do strefy euro, nieudane projekty infrastrukturalne w Hiszpanii czy zakończony zupełną porażką pomysł rozdziału uchodźców, nigdy nie kończyły się dymisją kogokolwiek.

Sam Juncker wie to najlepiej. Jako wieloletni premier i minister finansów Luksemburga zbudował nieprzejrzysty system bankowy, który przygarniał uciekających przed fiskusem inwestorów z innych krajów Unii, przede wszystkim z Niemiec i Francji. To ta rażąca niesprawiedliwość przyczyniła się do polaryzacji dochodów, co jest głównym źródłem populistycznej fali w Europie. A mimo to dziś Juncker odgrywa rolę moralnego autorytetu, choćby w relacjach z Węgrami i Polską.

Coraz więcej wskazuje jednak na to, że Unia dochodzi do ściany, dalej funkcjonować tak nie może. Nawet do tej pory tradycyjnie wspierające integrację kraje jak Włochy odwracają się od układu, w którym ci sami eurokraci, którzy narzucają innym surowe oszczędności, sami nie muszą obawiać się jakiejkolwiek kar finansowych. To grozi katastrofą projektu integracji.

Jest też wymiar międzynarodowy. Za dwa tygodnie Juncker leci do Waszyngtonu, aby bronić interesów europejskich w wojnie handlowej przez Atlantyk. Stanie naprzeciwko pierwszego amerykańskiego prezydenta, któremu najwyraźniej wcale nie zależy na przetrwaniu Unii. Czy wówczas będzie uosobieniem jedności i sprawności Europy? Można w to wątpić.

Luksemburczyk już zapowiedział, że nie będzie ubiegał się o kolejny mandat na czele KE po wyborach do europarlamentu w przyszłym roku. Powinien zastanowić się, czy nie pójść o krok dalej i podać się do dymisji już teraz. Być może byłby to jego największy wkład w uratowanie Wspólnoty. Sygnał, że Bruksela, jak reszta Europy, żyje w świecie, gdzie politycy za błędy ponoszą konsekwencje.

Luksemburczyk zarzekał się, że jego zachowanie nie ma nic wspólnego z rzekomym nałogiem tylko jest spowodowane kłopotami z kręgosłupem. W jaki sposób taka przypadłość spowodowała jednak, że na sali Rady Północnoatlantyckiej usiadł na miejscu Donalda Trumpa i małpował zachowanie amerykańskiego prezydenta, już nie wytłumaczył.
Juncker, podobnie jak szefowie innych europejskich instytucji, i bez zarzutów o alkoholizm ma problem z legitymizacją. Wybrany w drodze zakulisowych gier między przywódcami państw Unii, z trakcie swojego pięcioletniego mandatu nie musi się liczyć z żadną demokratyczną kontrolą.

Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka