Proszę zauważyć, iż żaden ze zbuntowanych posłów i senatorów radiomaryjnej części PiS nie użył argumentów pozwalających sądzić, że gdyby ustawa ratyfikacyjna brzmiała inaczej, to on by ratyfikację poparł. Przeciwnie, wszystkie ich argumenty są argumentami przeciwko traktatowi, a nawet więcej, przeciwko Unii Europejskiej jako takiej – równie aktualnymi dziś jak pół roku czy rok temu.

Trudno więc nie spytać, dlaczego owi tak zajadli w tej chwili obrońcy polskiej niezawisłości nie protestowali przeciwko targowicy wtedy, gdy ów straszliwy akt "nowego zaboru Polski" się odbywał? Gdy Judasze-Kaczyńscy frymarczyli ojczyzną w Brukseli i Madrycie? Odpowiedź jest prosta: dlatego, że wtedy Judasz pogoniłby protestujących precz z list wyborczych, a wtedy nici z diety i ryczałtów.

No dobrze, ale sam ojciec dyrektor miejsca na liście nie potrzebował. Nie sposób nie zapytać, czemu wtedy jego rozgłośnia nie była ani odrobinę tak pryncypialna, czemu wówczas nie zrzucała Kaczyńskiego z anteny, ale przeciwnie, tonowała wypowiedzi krytyków traktatu. Odpowiedź i tu nasuwa się szybko – bo wtedy Kaczyński nie dałby unijnych milionów na dzieła fundacji Lux Veritatis ani na wiercenia. Dziś ojciec dyrektor przypomniał sobie nie tylko o obronie polskiej niezawisłości, lecz nawet o życiu poczętym. Ale przecież gdy PiS opuszczał z tego właśnie powodu Marek Jurek, ojciec dyrektor dziwnie nabrał w usta wody. Geotermalnej. Ciekawe, że żaden z jego fanów nie odważa się tego zauważyć.