Szeregowi Rosjanie mogą zdychać z głodu, mogą żyć w ziemiankach i mieć jeden kibel na cztery rodziny, ale na to, by w rosyjskich arsenałach nie zabrakło nieprzebranej liczby tanków, myśliwców, głowic jądrowych, kawitacyjnych torped, jakich nikt inny na świecie nie ma – na to ruble zawsze będą. Szeregowi Rosjanie mogą być wyzyskiwani jak średniowieczni przypisańcy i na każdym kroku upokarzani przez byle czynownika, byle milicjanta, o wielmożach z gangsterskimi i partyjnymi koneksjami już nie wspominając – ale nie będą sobie o takie drobiazgi krzywdować, dopóki wiedzą, że ich władca ma czym zmiażdżyć każdego, kto chciałby Rosji zagrozić. I że nie zawaha się tego uczynić, zanim jeszcze takiemu komuś błyśnie w głowie myśl, by na matkę Rosję podnieść rękę. Rosjanom obiecano, że w 2020 r. znowu będą zdolni rozpirzyć cały świat i wszystkie narody znów będą się trząść przed nimi ze strachu – i Rosjanie chętnie się temu wielkiemu celowi poświęcą, z cierpliwością owych dziesiątek tysięcy mużyków, których kazał wdeptać w ziemię Piotr I, aby pośród błocka zbudować na nich bazę dla największej na Bałtyku floty wojennej, a przy okazji i swoją stolicę.

Bo Rosja taka jest, inna być nie chce – i dobrze, bardzo dobrze, że odstawiając podobne widowiska jak w ostatni piątek, od czasu do czasu o tym przypomina. Niech świat ogląda te tłumy doznające zbiorowych orgazmów na widok pancerzy i luf, niech słucha porykiwań, jakich w jego cywilizowanych częściach nie słyszano od czasów niemieckich parteitagów. Żadne wszak gadanie, zwłaszcza polskie, nie ma w dzisiejszym świecie takiej siły jak obraz.