Legalnie zarabiane i opodatkowywane pieniądze – jak w przypadku przedstawicieli tych grup zawodowych, które od lat działają w warunkach w pełni wolnego rynku – będą wówczas jedną z ważnych miar prawdziwej wartości danego lekarza. Duże pieniądze będą wskazywać, że mamy do czynienia z bardzo dobrym lekarzem, średnie – z dobrym lekarzem, małe zaś – z kiepskim. A najsłabsi pozostaną bez pracy.
Niestety, na razie nie ma o tym mowy. Trwający od kilkunastu lat chocholi taniec wokół niezbędnych zmian w służbie zdrowia wciąż prowadzi raczej do konkluzji, że ta reforma ma być przeprowadzona głównie po to, aby zadowolić lekarzy i pielęgniarki, a nie pacjentów. Opisany dziś przez dziennikarza “Rzeczpospolitej” przypadek szpitala w Iławie, którego pacjenci zostali niedawno ewakuowani z powodu protestu personelu medycznego, jest tego zjawiska znakomitym, czyli fatalnym, przykładem.
Lekarze chcą bardzo dużo zarabiać w swoim szpitalu, i to koniecznie bez odwoływania się do mechanizmów rynkowych, które pomogłyby wycenić ich faktyczne umiejętności. W dodatku chcą móc świadczyć swe usługi jednocześnie w kilku – często przecież konkurencyjnych – firmach medycznych, także we własnych gabinetach. Domagają się zatem przywilejów, których nie mają pracownicy w innych branżach.
Lekarzu, lecz się sam! – mówi stara maksyma. Nowa powinna brzmieć: lekarzu, nie lecz się sam! Jeśli nie uda nam się w porę doprowadzić do tej zmiany, to dyktujący kształt nowego systemu ochrony zdrowia medycy urządzą się tak, jak będą chcieli. A przy okazji urządzą też nas – tak, że popamiętamy na całe życie.