Demokratycznie wyłoniony rząd miał oceniać człowiek, który zajmował się bezprawnym zwalczaniem demokratycznych działaczy. Pułkownik SB, który służył wiernie reżimowym komunistom, dziś miał weryfikować działania ludzi, z których wielu niegdyś walczyło z systemem zła. Cóż za ironia losu. Historia zarechotała ponuro.

Jeszcze niedawno poseł Jan Widacki tłumaczył, że polecono mu Stachowicza jako "fachowca z rekomendacjami służb". Nie mam wątpliwości co do fachowości byłego pułkownika SB. Z relacji działaczy dawnej opozycji wynika, że przesłuchiwał i zastraszał ich w sposób jak najbardziej fachowy. Nawiązywał do najlepszych tradycji UB i czerezwyczajki. Ci ludzie znali się na fachowej robocie. Na szczęście politycy Platformy poszli po rozum do głowy i zrezygnowali z usług tego niewątpliwego eksperta od łamania prawa. A w szczególności praw człowieka.

Cały czas czkawką odbija się nam brak jasnego nazwania, czym była PRL. Polityka tolerowania rozmaitych "fachowców" z poprzedniego systemu w aparacie państwowym po 1989 roku przyniosła już wiele fatalnych skutków. Od upadku komunizmu minęło już tyle lat, a cały czas widać, w jak wielu miejscach żyje duch dawno już minionego reżimu.

To przykre, że niepodległa Rzeczpospolita musiała korzystać z usług takich ludzi. W wolnej Polsce jest miejsce dla byłych esbeków. Zapewne nie wszyscy zasługują na więzienie. Ale bardzo proszę, by ci ludzie nie pouczali nas, co jest zgodne z prawem, a co nie. Bo, po ludzku, krew się w żyłach burzy.

Skomentuj na blog.rp.pl