Ekipa Tuska zaspała już na starcie, zgłaszając swojego zawodnika dzień po teamie Kaczyńskiego. Sędziowie mieli też wątpliwości, czy premier może w ogóle startować w kategorii orędzie, czy tylko przemówienie do narodu. Szef rządu w związku z tym wszystkim oświadczył: "Zrezygnowałem".
Prezydent triumfował: "Muszę przyznać, że się ubawiłem, jak się dowiedziałem, że premier ma wystąpić po mnie. Ale nie żartujmy z państwa".
Zachwyceni byli komentatorzy: "Mnie się przemówienie prezydenta podobało, prezydent mówił rzeczy, do których ma prawo" – relacjonował Marek Jurek. Chwilę później zaś analizował: "Aspekt letniowiejski padł w orędziu, taki plan z trawnikiem na werandzie. To jest lepsze niż popisy Jacka Kurskiego".
Za zmianę trenera z Kurskiego na Kamińskiego chwalili prezydenta chyba wszyscy. Wybrzydzali tylko eksperci w TVN 24, m.in. Wiesław Gałązka: "Był źle usadzony. Trzymanie ręki pod blatem, gdzieś na kolanie, nawet jeśli przyjmiemy, że jest to pozycja zmęczonego wojownika, to jednak nie była dobra pozycja".
Całkowicie mylna diagnoza. Lech Kaczyński nie trzymał ręki pod stołem ze zmęczenia. Interpretacje mogą być dwie. Każdy, kto widział choć jeden western, wie, że kowboj trzyma pod stołem kolta. Każdy, kto był w kasynie, wie, że gracz trzyma w rękawie asa. Tak czy owak, prezydent musiał być przygotowany, że premier może w każdej chwili wejść. Na wizję.