Nasze dzieci mają uwierzyć w spoconego faceta z brodą, ubranego tylko w czerwony trykot i czapkę, ćwiczącego na siłowni i pastwiącego się psychicznie nad innym Świętym Mikołajem. A są jeszcze lepsi. „Przysięgam, nie będę pił przez 36 rat” – zarzeka się Mikołaj w reklamie sieci sklepów, oczywiście nie monopolowych, bo wtedy przysięgałby co innego. Jeszcze zabawniejsza jest reklama, w której starsza pani w okienku pocztowym pyta adresata „A grzeczny był?!”, po czym nakłada na chwilę mikołajową czapkę i rzuca paczkę. Potem ze zrezygnowaną miną i potarganą głową wraca do zwykłych zajęć. Proszę się nie dziwić, jeśli dziecko nie tylko przestanie wierzyć w Świętego Mikołaja, ale na dodatek zacznie bać się poczty. Według reklamodawców Mikołaj współpracuje z trolem, śpi podczas Gwiazdki, podpala się na widok elektronicznych gadżetów, a na co dzień mieszka z innymi Mikołajami w remizie strażackiej. Gwoli sprawiedliwości – w prasie nie jest lepiej. Na jednej z reklam Święty Mikołaj trzyma karabin, przed nim skrzynia wyładowana bronią i napis: „A czy ty byłeś grzeczny?”. Rozumiem, że jeśli nie, to w paczce pod choinką znajdę bombkę – z włączonym zegarem. Ręce opadają. Poddajmy się jednak świątecznemu nastrojowi. I tak się poprawiło. Przed rokiem w jednym ze spotów Mikołaj miał choinkę w głębokim poważaniu, i to, niestety, bardzo dosłownie. Burzenie tradycji zaczęło się przed laty, od fastfoodowych komedii, w których robiono sobie ze Świętego niewybredne żarty. Ale zapewniam Was, drogie dzieci, że te obciachowo-komercyjne, tanie sprzedawczyki z doklejoną brodą to tylko podróby, zwyczajne mikołajzy. Z prawdziwym Świętym Mikołajem nie mają nic wspólnego. A gdybyście nadal miały wątpliwości, zapytajcie rodziców, za co wyleciała ostatnio z pracy pewna angielska nauczycielka. Powiedziała, że Świętego Mikołaja... nie ma. Dla kogo nie ma, dla tego nie ma. Było nie wierzyć w przedświąteczne reklamy.