Nasze sprawozdanie rozpoczynamy od poniedziałkowego spotkania, które redaktor rozgrywający zaczął przegrywać już po pierwszym gwizdku: "Słyszał pan te brawa? Dzisiaj ja gram na wyjeździe" – zagadnął Lis i wyjaśnił, skąd się bierze entuzjazm kibiców: "Dzisiaj spełniliśmy prośbę pana ludzi, by tak połowa przynajmniej widzów w studiu to byli pana zwolennicy".
To trochę przypomina sytuację korupcyjną w polskim futbolu, bo co to znaczy, że gospodarz meczu "spełnia prośbę" drużyny gości?
Ale wracajmy na murawę. Od początku redaktor oddał inicjatywę trybunom i nic dziwnego, że pod koniec dopraszał się łaski: "To nie jest kongres PiS, proszę pozwolić mi zadać pytanie".
Zawodnik Kaczyński stosował zaś swoją nową taktykę – komplementy jak piłkę przerzucał pod pole karne i strzelał kolejne gole. Tak jak w tej sytuacji: "Poważni dziennikarze, a pan jest na pewno poważnym dziennikarzem o wielkich aspiracjach... niektórzy mówią, że nie tylko dziennikarskich".
Jakkolwiek by to paradoksalnie zabrzmiało, to Kaczyński był lisem w tej rozgrywce, a Lis zupełnie stracił kitę. Monika Olejnik, wiedząc, że przeciwnik przeszedł wielomiesięczne zgrupowanie i jest świetnie przygotowany, próbowała w środę zdemaskować jego taktykę: "Ponieważ postanowił pan się zmienić...". Tu zawiesiła głos, kobieco przekrzywiając główkę. "Ja się nawet chyba zmieniłem" – z szelmowskim błyskiem w oku odpowiedział lider PiS. "Wiem" – przyznała jak zwykle dobrze poinformowana dziennikarka. Później próbowała zniszczyć rywala pochlebstwami, najgroźniejszą jego bronią: "Przyzna pan premier, że przez te dwa lata zawsze pan elektryzował". Ale Kaczyński zrobił zwód: "Ja może troszkę inaczej niż pani oceniam te dwa lata i to elektryzowanie".