[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/03/22/slomiany-ogien/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Otóż mieszkałem swego czasu w blokowisku, gdzie jak wszyscy sąsiedzi musiałem sobie nielegalnie przesunąć kuchenkę gazową. Wszyscy tak robili, bo państwowo ustawiono te kuchenki 17 centymetrów od ściany kuchennej klitki, czyli ani w tę, ani w tę (pozostaje tajemnicą, po co to zrobiono – być może, żeby móc zarobić na ich przesuwaniu). Przez dobre dziesięć lat nikogo to nie obchodziło, aż nagle gdzieś na Wybrzeżu wybuchł w bloku gaz, zresztą z powodów zupełnie innych, i nagle zaroiło się w moim bloku od inspekcji badających instalacje.
Skutkiem były oczywiście tyleż kategoryczne, co histeryczne w tonie pisma nakazujące wszystkim przywrócenie stanu zgodnego z dokumentacją pod karą śmierci i grzywny.
Rada w radę, wzięliśmy z sąsiadami na przeczekanie – i się udało, pisma chodziły coraz wolniej, aż z kolei na południu Polski zawalił się dach pod ciężarem śniegu i cała energia, wszystkie inspekcje rzuciły się kontrolować dachy.
O gazie nikt już więcej nie wspomniał, sprawa nie to, że została zamknięta, tylko po prostu przestała istnieć. A potem znowu gdzieś indziej spłonął dom, bo ktoś trzymał na strychu czy w piwnicy coś, czego nie wolno, i zapomniano o dachach, skupiono się na kontrolowaniu strychów i piwnic.