Czy dominacja Platformy na scenie politycznej może zaskakiwać? Albo to, że otwiera się na strasznego prawicowca Mariana Krzaklewskiego, a jednocześnie jest na tyle pojemna, by strawić lewicową Danutę Hübner?

Może warto więc przypomnieć sobie, jak doszło do takiej wszechpotęgi partii Donalda Tuska. Przecież to wielu dzisiejszych liberalnych cmokierów od blisko półtora roku informuje nas, że Platformie wiele warto wybaczyć, bo tylko silna PO utrzyma PiS w politycznej izolacji. To w imię tego właśnie planu z ojcowską wyrozumiałością traktowano rozmaite kiksy Tuska. Nie bito na alarm na przykład wtedy, gdy platformersi zdobywali kolejne spółki Skarbu Państwa. Także dziś z pobłażaniem patrzy się na medialny układ PO z SLD, no bo przecież to Platforma jest "gwarantem ładu liberalnego".

Owszem, dla liberalnej prawicy chciano jakiejś równowagi, ale w postaci lewicy. Tylko cóż, kiedy ta biedaczka słaba dziś i chorowita. A skoro SLD gaśnie nam w oczach, to miejsce po "centrolewie" zostaje puste. Platforma zaś robi się wszechpotężna.

Tak to już bywa z tworzeniem demokracji bezalternatywnej. A politycy PO mogą dziś liberalnym publicystom powiedzieć: "Możemy robić, co chcemy, a wy i tak będziecie musieli na nas głosować, bo bardziej boicie się powrotu PiS niż nas. I co nam zrobicie?"

[ramka][link=http://blog.rp.pl/semka/2009/03/26/chcieliscie-platforme-no-to-ja-macie/]Skomentuj[/link][/ramka]