Gdyby "pokrzywdzonym" była lubiana przez "Wyborczą" osoba, gazeta domagałaby się dyskusji o dziennikarskiej rzetelności.
W polskim prawie jest obowiązek autoryzowania wywiadów. Rozumiany także jako prawo do niezgody na publikację. Teresa Torańska i Tomasz Lis mogą opowiadać co bądź, ale jeśli Bielan, a tego nikt nie kwestionuje, na wiele dni wcześniej pisał e-maile, że się na zamieszczenie wywiadu nie zgadza, złamano prawo.
Mało kto zauważa, że spór jest jeszcze poważniejszy – dotyczy pytania, czy bohater wywiadu może nie wiedzieć, gdzie ukażą się jego wypowiedzi. Amerykanie (na przykład właściciele licencji "Newsweeka") sporu o autoryzowanie każdego zdania nie pojmą – u nich tego nie ma. Ale gdy się dowiedzą, że można z kimś rozmawiać i nie powiedzieć mu, gdzie ukażą się jego słowa, będą zdziwieni. A sama Torańska w wywiadzie dla portalu Lisa przedstawiała się nie tylko jako rzeczniczka dziennikarskiej wolności, ale i jako właścicielka wyłudzonych od Bielana słów. Z którymi ma prawo wędrować po Polsce i sprzedać każdemu.
Najwięcej dał za tę zdobycz "Newsweek" pod nowym kierownictwem, zainteresowany, aby niewinną rozmowę o wadach i zaletach Lecha Kaczyńskiego przedstawić jako wyrok na jego rzekomą niekompetencję. I tu wracam do autoryzacji. Byłem przez lata jej przeciwnikiem, bo wiem, ile kłopotu mogą sprawić osoby publiczne, które coś mówią, a potem słowa swoje zmieniają. Ale jeśli symbolami bojów o „dziennikarską wolność" mają być ci, którzy właśnie kogoś okpili, mój entuzjazm maleje. Złodziej w roli rzecznika liberalizacji prawa jest mało wiarygodny.
To szersze zjawisko. Niektóre media papierowe, walcząc z naporem Internetu, próbują coraz mocniej apelować do najniższych instynktów. I przegrywają jeszcze bardziej, wrzask, agresję, nagonkę publiczność ma już gdzie indziej. Tomasz Lis od lat prowadzi krucjatę przeciw tabloidom. W pierwszym wstępniaku w "Newsweeku" naczelnego "Super Expressu" nazywa, z wdziękiem człowieka kulturalnego naprawdę, „pałkarzem, bęcwałem i żulem". Ale przecież "Super Express" owszem, pokazał kiedyś w ramach zdzierania pozłotek brzydkie zęby Lisa. Ale nie podkradał mu wypowiedzi.