Tak najkrócej można streścić program organizacji „Greenpeace", której aktywiści rozwiesili wczoraj w Warszawie na gmachu Ministerstwa Gospodarki ogromny transparent z napisem (po angielsku) „Kto rządzi Polską? Przemysł węglowy czy obywatele?". Zamiast tego mają być elektrownie wiatrowe, panele słoneczne i inne tego typu wynalazki.
Właściwie trudno się z tym nie zgodzić. Wiadomo przecież, że węgiel czy gaz to kopaliny, których kiedyś zabraknie. Powinny więc trwać prace nad alternatywnymi źródłami energii. Tyle że motywacją do ich prowadzenia nie może być jakaś zielona ideologia (bo ona zazwyczaj prowadzi na manowce), ale zwykła ekonomiczna kalkulacja. Tak długo, jak energia pozyskiwana z węgla, gazu, atomu jest tańsza od energii odnawialnej, przemysłowa produkcja tej ostatniej jest ekonomicznym absurdem.
Oczywistym efektem tego absurdu jest dopłacanie przez budżet państwa do pozyskiwania energii z alternatywnych źródeł. W ten sposób z naszych podatków tuczy się zachodnioeuropejskie koncerny (głównie francuskie i niemieckie), który usiłują robić biznes na ekologicznym szantażu. Mówiąc wprost – „Greenpeace", nolens volens, jest lobbystą tych koncernów.