Pozornie wiele było po staremu, choć na znacznie większą skalę: skrojone na sowiecki styl mundury ukraińskich żołnierzy, pochodzący z czasów ZSRR ceremoniał, nawet odkryte limuzyny, w których dowódcy odbierali defiladę.
Jednak płomienne przemówienie prezydenta Petra Poroszenki, w którym wzywał naród do „wojny ojczyźnianej" przeciwko agresorowi ze Wschodu, było już z zupełnie innych czasów. Podobnie jak rozentuzjazmowany tłum, jaki zebrał się na kijowskim Chreszczatyku. ?I Ukraińcy w całym kraju, którzy udekorowali okna swoich mieszkań w narodowych barwach.
Oto po dziesiątkach lat sowieckich represji i dwóch dekadach skorumpowanego, oligarchicznego systemu władzy w ciągu niespełna roku narodził się prawdziwy naród gotowy do najwyższych poświęceń dla zachowania suwerenności i spójności terytorialnej kraju. – Nasza armia jest silna nie tylko nowym sprzętem, ale przede wszystkim patriotyzmem – przekonywał Poroszenko.
Na głównej alei Kijowa rzeczywiście szli żołnierze zdeterminowani do walki przeciw krajowi, który jeszcze tak niedawno uchodził za „bratni", kulturowo wręcz trudny do odróżnienia. Upokarzające obrazki sprzed zaledwie czterech miesięcy, gdy oddano bez walk Krym, wydawały się w tę niedzielę bardzo odległe.
Patriotyczny zryw jest tym bardziej godny podziwu, że od rewolucji na Majdanie poziom życia Ukraińców szybko się załamuje. A coraz więcej rodzin traci braci, ojców i mężów ?w krwawych walkach w Donbasie.