Deklaracja postawy wegetariańskiej nie może przecież zmienić tego, że moim ukochanym warzywem jest kotlet schabowy. Ryby, owszem, będę jadł, ale tylko w piątek, bo w inne dni optuję raczej za mielonymi, spaghetti z mięsem i stekami wołowymi. Jeśli chodzi o dzieci, też nie mogę ich pozbawić niezbędnego w procesie rozwoju mięsa.
W czym zatem będzie się objawiał mój wegetarianizm? W deklaracji. Nikt, a już na pewno nie jacyś wegetariańscy fundamentaliści ?i fanatycy, nie może przecież decydować, kto jest, a kto nie jest wegetarianinem. Nikomu nic do tego, czy w mojej autodeklaracji jestem czy nie jestem konsekwentny ?i całościowy, czy też pozostaję jedynie na poziomie opowieści. Nikomu nie wolno zniewalać mnie jakąś doktryną, która bycie wegetarianinem uzależnia od tego, czy jem mięso czy też nie. Jestem wolny i wolno mi określać się tak, jak sam chcę, a każdy, kto uważa inaczej, jest bez wątpienia faszystą, kaczystą, a do tego zapewne pisowcem. I nie zna najnowszych trendów w dziedzinie wegetarianizmu.
Masz wrażenie, drogi czytelniku, ?że to, co powyżej napisałem, jest ?z lekka absurdalne? Ja też. Tyle że dokładnie w ten sposób myśli i działa pewna (nie chcę rozstrzygać, jak znacząca) część Polaków. Oni także twierdzą, że są katolikami, ?ale żeby od razu zachowywać wiarę (nie mówię o życiu zawsze z nią zgodnym, bo wiadomo: każdy z nas jest grzesznikiem) i praktyki, to już dla nich jest przesada. I dlatego przekonują, że oni, owszem, są katolikami, ale są za in vitro, aborcją i oczywiście nie mogą się zgodzić ze skandalicznym zakazem stosowania antykoncepcji. Tak, są wierzący, ale przecież to nie może oznaczać, że będą wierzyć w dziewicze poczęcie Jezusa albo w to, że tylko w Jezusie jest zbawienie. Oni chętnie będą mówić o swoim katolicyzmie, ale dzieci na katechezę nie poślą, a do kościoła wpadną może na święcenie jajek.
Z całym szacunkiem dla ich postawy i bez wyrokowania, z czego ona wynika – zachowują się, jakby twierdzili, że są wegetarianami, a równocześnie napychali się kotletami schabowymi. Tyle że taki niby-wegetarianin naraża co najwyżej swoje życie doczesne (jeśli rzeczywiście, w co nie wierzę, dieta tego typu jest zdrowsza od zawierającej mięso), a niby-katolik naraża swoje życie wieczne, czyli rzecz nieporównanie bardziej istotną.
Autor jest filozofem, ?redaktorem portalu Fronda.pl