Parlament Europejski wpadł we własne sidła. Chcąc ograniczyć w Brukseli wpływy rządów, które uważa za eurosceptyczne, spowodował, że kształtująca się nowa Komisja Europejska będzie złożona przede wszystkim z polityków wagi lekkiej i zamiast nadawać kierunek działania Unii, stanie się sekretariatem przywódców najważniejszych państw: Niemiec, Francji, Hiszpanii czy Polski.
Na korytarzach unijnych instytucji mówi się, że do odstrzału szykowani są kandydaci z Węgier Orbána, Włoch Salviniego i Polski Kaczyńskiego, a także – dla równowagi – oskarżanej o korupcję Rumunii. Aby uniknąć porażki w trakcie przesłuchań w komisjach europarlamentu, kraje te szykują więc kandydatów „technicznych", trudnych do zaatakowania na gruncie ideologicznym. To klucz do zrozumienia, dlaczego Polska zaproponowała Janusza Wojciechowskiego w zastępstwie Krzysztofa Szczerskiego. Ale taki układ będzie oznaczał, że Ursula von der Leyen nie znajdzie w swojej ekipie partnerów z dostępem do przywódców w Budapeszcie, Warszawie czy Rzymie. Takich, którzy będą w stanie jej powiedzieć, gdzie sięga granica akceptowalnego dla ich państw kompromisu w najbardziej wrażliwych sprawach, jak spór o praworządność, polityka migracyjna czy stosunki handlowe ze Stanami Zjednoczonymi.