W Polsce start posezonowych przecen nie jest regulowany prawnie, zatem firmy dowolnie decydują, kiedy je rozpocząć i na jakiej skali obniżki cen się zdecydować. Zazwyczaj zatem rozpoczynają od mniejszych rabatów, licząc, że tylko resztki kolekcji będą musiały przecenić mocniej, aby się ich pozbyć.

Czytaj także: Czas zrozumieć wyprzedaże. Mikołaj w Trzech Króli?
W krajach anglosaskich wyprzedaże wystartowały już 26 grudnia, kiedy przypada tam tzw. Boxing Day. Przeceny od razu sięgają tam nawet 70 proc. i z góry wiadomo, ile potrwają – zazwyczaj jeden–dwa tygodnie. Dlatego przed wieloma sklepami w Wielkiej Brytanii czy USA kolejki ustawiały się już nocą, a media informują o tłumach przed centrami w Londynie, Birmingham czy Manchesterze. Według gazety „Daily Mail" posezonowe przeceny dają brytyjskim sklepom przychody rzędu 5 mld funtów. Choć Wielka Brytania notuje najwyższy w Europie udział e-handlu w sprzedaży detalicznej, to wyprzedaże są nadal domeną stacjonarnych sklepów. Według szacunków przypadnie na nie 70 proc. tego rodzaju sprzedaży.
W Polsce zresztą wygląda to podobnie. – Poświąteczne wyprzedaże w sieci nie istnieją na taką skalę jak w sklepach tradycyjnych i rozkręcają się powoli. Najlepszym dniem w sklepach działających na naszej platformie był 16 stycznia, ale wciąż liczba transakcji w ostatnich dniach grudnia ubiegłego roku i w pierwszych tygodniach stycznia była dużo niższa niż miesiąc wcześniej – mówi Łukasz Kozłowski, specjalista ds. rozwoju klientów platformy Shoper.