To jeden z kluczowych tematów dziś w UE. Chcemy przede wszystkim dyskutować z naszymi amerykańskimi partnerami, wychodząc od tego, że relacje są teraz bardzo dobre. Nie możemy zapominać o obecnej geopolitycznej sytuacji, nie tylko w Ukrainie. Ale mimo tych dobrych relacji z Waszyngtonem pewne jego inicjatywy, w tym przede wszystkim ustawa IRA (prawie 400 mld euro wsparcia dla zielonej gospodarki Made in USA – red.), są dla nas problematyczne. Przy czym podkreślam, że nie chodzi o samą IRA. Bo kwota tych niespełna 400 mld euro to pieniądze porównywalne z naszym instrumentem dotacji w funduszu odbudowy gospodarki po pandemii. IRA to tylko dodatek do asymetrycznych skutków wojny w Ukrainie, inaczej niż covid, który miał symetryczne skutki dla USA, Chin i UE, to drożejąca energia ma przede wszystkim niekorzystne skutki dla UE. I do tego dochodzi jeszcze IRA.
Musimy więc zareagować, ale nie w sposób, który doprowadziłby do zaburzeń wewnątrz UE. Zatem musimy przygotować odpowiedź, która będzie kombinacją środków narodowych i unijnych. Żeby właśnie uniknąć skutków nierównej konkurencji. Jeśli dokonalibyśmy tylko poluzowania zasad pomocy publicznej, to stworzylibyśmy ryzyko rosnącego zróżnicowania między państwami o różnych zasobach budżetowych i różnych możliwościach wspierania swoich przemysłów. Zatem musimy stworzyć rozwiązanie, które byłoby kombinacją poluzowanych zasad pomocy państwa (bez oczywiście niszczenia naszego modelu gospodarki) i nowego unijnego instrumentu finansowego. Do tego potrzebne są wspólne pieniądze. Ursula von der Leyen nazwała to European Sovereignty Fund. Pytanie, jak go ukształtować. Priorytetem powinny być projekty wspólnego europejskiego zainteresowania oraz pewne kluczowe dziedziny, w których musimy doganiać inne kraje. No i dyskusja, jak to finansować. To nie będzie łatwa dyskusja.
O jakiej sumie mówimy?
Za wcześnie mówić o szczegółach. Musimy najpierw uznać, że taki fundusz jest potrzebny. A nie każdy komisarz i nie każde państwo się z tym zgadzają. Po drugie, musimy ustalić cele. A potem dopiero wielkość funduszu czy proporcję między pożyczkami i dotacjami, jeśli dotacje byłyby możliwe. Ja bardzo wspieram, żeby iść w tym kierunku. Wszystkie państwa są świadome problemu, bo same próbują na różne sposoby wspierać swoją zieloną gospodarkę i swoją konkurencyjność. Jest jasna potrzeba wspólnej odpowiedzi jako dodatku do odpowiedzi narodowych. W pewnych sektorach, szczególnie innowacyjnych czy zielonych. Wydaje mi się, że są różne pomysły, jak to zrobić, ale jest fundamentalne zrozumienie, żeby coś zrobić w sprawach poluzowania zasad pomocy publicznej. Dyskusja będzie raczej dotyczyć drugiej nogi, czyli ewentualnie wspólnego finansowania.
Mówi pan, że w pierwszej sprawie, czyli poluzowania reguł pomocy państwa, raczej panuje konsensus. Ale na jakiej podstawie taki wniosek pan wyciąga? Do tej pory publicznie popierają to Niemcy, Francja i Włochy, a kraje Europy Północnej czy Wschodniej są raczej sceptyczne. Nie mówiąc o tym, że wielu ekspertów krytykuje pomysł luzowania reguł pomocy państwa w odpowiedzi na amerykańską IRA.
Nie mówię, że wszyscy mają takie same pomysły, ale jest zgoda, żeby zająć się tym problemem. Są państwa nawołujące do mocniejszego poluzowania, inne raczej do słabszego. Ale w końcu znajdziemy właściwą równowagę i będzie zrównoważona reforma. Nie zielone światło dla każdej pomocy, bo to podmyłoby konkurencję, ale też nasz model gospodarczy. Pamiętam jako premier Włoch, jakie mieliśmy problemy we wspieraniu firm produkujących półprzewodniki. Właśnie z powodu obaw Brukseli, że to stworzy dominujący podmiot na rynku europejskim. Teraz wszyscy zgadzamy się na wsparcie europejskich mocy produkcyjnych na rynku półprzewodników. A jak będzie druga noga, czyli wspólny instrument finansowy, to jeszcze łatwiej będzie można zapobiec zaburzeniom konkurencji.