Do takiego wniosku doszedł John Butters, analityk firmy FactSet. Jak wyliczył, stopa zwrotu za minionych pięć lat z akcji tych spółek z indeksu S&P 500, które co kwartał sygnalizowały, ile zarobią w przeliczeniu na jeden walor, była średnio o 17 pkt proc. wyższa, niż stopa zwrotu z całego S&P 500. Z kolei pięcioletnia stopa zwrotu z akcji firm, które takich wskazówek nie dawały, była o 6 pkt proc. niższa od stopy zwrotu z S&P 500.

Nieco mniejsze znaczenie dla notowań akcji ma to, czy spółka podaje prognozy całorocznego zysku. Pięcioletnia stopa zwrotu z akcji firm, które to robią, przewyższa pięcioletnią stopę zwrotu z S&P 500 o 6 pkt proc. Stopa zwrotu z akcji firm, które nie publikują prognoz, była o 8,5 pkt proc. niższa, niż stopa zwrotu z S&P 500.

Butters nie odkrył tego efektu, jego występowanie potwierdzało wiele innych badań. Jak go tłumaczyć? Sięgnąć można m.in. po znany z psychologii efekt zakotwiczenia.

Gdy firma publikuje prognozy swoich wyników, stają się one podstawą oczekiwań analityków. Tymczasem spółki na ogół są ostrożne w swoich przewidywaniach i zaniżają swoje możliwości, aby nie rozczarować inwestorów. W efekcie rzeczywiste wyniki często przewyższają prognozy analityków, a takie zaskoczenia sprzyjają notowaniom ich akcji. W przypadku bardziej tajemniczych firm, analitycy muszą samodzielnie formułować prognozy wyników i nie mają powodu ich zaniżać. W efekcie, spółkom rzadziej udaje się je przebijać.