Najeźdźcy przebrani w szaty aktywistów przyciskają do muru zarządy spółek i próbują je zmusić do zmiany strategii, która korzystnie wpłynie na kurs akcji.
Tacy hałaśliwi inwestorzy jak znany miliarder Carl Icahn, Bill Ackman, czy Nelson Peltz dla akcjonariuszy firm w których się pojawili wykrzesali zwyżkę notowań o 48 proc. w ciągu ostatnich pięciu lat, wynika z analizy Bloomberg News. Okazali się lepsi od indeksu Standard&Poor's500 o około 17 punktów procentowych.
- Niektórzy twierdzą, że aktywne fundusze hedgingowe odnoszą korzyści kosztem innych udziałowców, ale tak się nie dzieje – uważa Wei Jiang, profesor Columbia Business School, który badał to zagadnienie. Przekonuje on, że nie jest tak, iż najeźdźcy pompują kurs, później pozbywają się akcji, a pozostali akcjonariusze dostają cięgi.
Dyskusję na ten temat wywołały ostatnie głośne kampanie aktywistów. Zastanawiano się, czy tacy inwestorzy są dobrzy dla akcjonariuszy długoterminowych. W 2013 r. aktywiści wzięli na muszkę 369 spółek , 12 proc. więcej niż w 2012 r., wskazują dane Hedge Fund Solutions. Pojawili się m.in. w Microsoft, PepsiCo, czy Apple. Do większej aktywności skłonił ich m.in. prawie trzykrotny wzrost dopływu pieniędzy do specjalizujących się w tym funduszy w okresie ostatnich pięciu lat. Na koniec 2013 r. aktywne fundusze hedgingowe miały 93 miliardy dolarów.
Instytucje te pojawiają się w spółkach, które ich zdaniem są niedowartościowane i forsują takie zmiany jak wzrost dywidendy, skup akcji, cięcie kosztów, roszady kadrowe w zarządach i radach nadzorczych a nierzadko tez podział spółki. W niektórych przypadkach są zdolne do wypracowania rozejmu z menedżerami, a w innych podejmują z nimi walkę by osiągnąć zamierzone cele.