Taką kwotę nieoficjalnie powtarzają finansiści śledzący przebieg międzynarodowego arbitrażu, który teraz ma rozstrzygnąć o wysokości odszkodowania za niedokończoną prywatyzację ubezpieczyciela.
35 miliardów złotych to szokująca suma, porównywalna z rocznymi wydatkami państwa na Narodowy Fundusz Zdrowia i znacznie wyższa od kwoty, jakiej Polsce brakuje rocznie na pokrycie wydatków państwa (w przyszłym roku deficyt budżetowy planowany jest na 27 mld złotych).
Eureko i Skarb Państwa definitywnie odmawiają rozmowy na temat wysokości roszczenia inwestora. Przedstawiciele stron w rozmowie z „Rz” uzasadniają to poufnością procesu arbitrażowego.
– Byłbym bardzo ostrożny w ocenie wysokości odszkodowania – mówi „Rz” profesor Grzegorz Domański, partner w kancelarii Domański, Zakrzewski, Palinka. – Bez dostępu do akt dowodowych sprawy takie szacunki są nieodpowiedzialne i nieprofesjonalne – dodaje.
Jednak już sama różnica między obecną wartością akcji a tą, po której Holendrzy mieli kupić 21 proc. udziałów PZU sześć lat temu, to prawie 8 miliardów złotych. – Najważniejsza jednak jest, najtrudniejsza do oszacowania i budząca zazwyczaj największe kontrowersje, część roszczenia kryjąca się pod pozycją „utracone korzyści” – dodaje profesor Domański.Specjaliści od arbitrażu uspokajają: pierwszy szacunek roszczeń zawsze jest zawyżony. Kazimierz Marcinkiewicz, dyrektor w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju, który gotów jest podjąć się roli negocjatora w sporze, przyznaje, że słyszał o kwocie ponad 8 miliardów euro (29 mld zł).