Spośród nowych instrumentów, których wprowadzenie zapowiedział niedawno Sławomir Skrzypek, prezes NBP, największe zainteresowanie wśród banków budzą: wydłużenie do roku terminu operacji repo oraz możliwość kupowania przez NBP obligacji bankowych – ocenia Witold Koziński, wiceprezes banku centralnego.
– Chodzi zarówno o obligacje średnioterminowe, które służyłyby poprawie struktury bilansu banków, jak i o papiery o terminie wykupu 10 – 30 lat, które – zgodnie z zapowiedziami Komisji Nadzoru Finansowego – będą mogły być zaliczane do kapitałów banków – mówi Witold Koziński. W jego opinii największy popyt będzie dotyczył papierów o terminie wykupu 3 – 5 lat. – To może być w sumie kwota rzędu kilku miliardów złotych – ocenia wiceprezes NBP.
Według niego z możliwości sprzedaży obligacji długoterminowych korzystałyby przede wszystkim banki spółdzielcze. Wiele z nich ma zbyt niski współczynnik wypłacalności, by rozwijać akcję kredytową.
Nieco mniejszego popytu Witold Koziński spodziewa się na roczne operacje repo. Jednak i w tym wypadku może to być kilka miliardów złotych. Na razie najdłuższy dostępny termin operacji repo dla banków to sześć miesięcy. Według najnowszych dostępnych danych – na koniec sierpnia – banki pożyczyły od NBP w ramach repo 7,6 mld zł. Operacje repo polegają na udzielaniu przez NBP komercyjnych pożyczek pod zastaw bezpiecznych papierów dłużnych, przede wszystkim skarbowych.
Trzecim instrumentem, jaki zapowiedział prezes Skrzypek (zostało to już zatwierdzone przez Radę Polityki Pieniężnej), jest kredyt dyskontowy. Ma on polegać na udzielaniu przez NBP pożyczek zabezpieczonych wekslami wystawianymi przez firmy. – Dzięki temu możliwe będzie zrefinansowanie udzielanych kredytów. Chodzi przede wszystkim o kredyty obrotowe, bo kredyt dyskontowy miałby być udzielany na okres do roku – wyjaśnia Witold Koziński. Ocenia jednak, że popyt na ten instrument będzie mniejszy, rzędu kilkuset milionów złotych. Pytany o to, jakie byłoby oprocentowanie nowego kredytu w NBP, wiceprezes banku centralnego odpowiada, że w jego opinii ta stopa powinna być bliższa stopie referencyjnej (obecnie 3,5 proc.) niż lombardowej (5 proc.).