- Według moich danych, rozmowy nie są już prowadzone, chociaż, jak się dowiedziałem, wcześniej się toczyły - powiedział Sekmokas. - Dzisiaj napięcie już opadło i od geopolityki przechodzimy do kwestii gospodarczych - stwierdził litewski minister.

Dodał, że z geopolitycznego punktu widzenia rafineria w Możejkach, która nosi dziś nazwę Orlen Lietuva, nie jest aż tak ważna. Według niego Litwa może bowiem sprowadzać paliwa na różne sposoby. - Dla państwa kluczowe jest to, żeby rafineria, będąca prywatnym przedsiębiorstwem działała dobrze.

Jednak nie możemy z powodu tej firmy, która przecież nie jest zarządzana przez państwo, szkodzić funkcjonowaniu innych litewskich przedsiębiorstw - wyjaśnił Sekmokas w opublikowanym dzisiaj wywiadzie dla pisma "Veidas".

Tymczasem zaledwie półtora tygodnia temu prezes Orlenu Jacek Krawiec zapewniał że poszukiwania potencjalnych nabywców część lub wszystkich akcji zakładu z Możejek wciąż trwa. Zajmuje się japoński bank inwestycyjny Nomura, zaś decyzja dotycząca przyszłości Orlenu Lietuva zapadnie przed końcem lutego 2011 roku. Jednocześnie Krawiec wypowiadał się, jak zwolennik sprzedaży zakładu. Zakup litewskiej rafinerii w 2006 roku nazwał "złą, nietrafioną i niepotrzebną dla kraju inwestycją". Przypomniał, że Orlen wydał na ten zakup 2,8 mld USD, po czym zainwestował w nią kolejne 0,7 mld USD. - Aby zapewnić satysfakcjonującą stopę zwrotu z tej inwestycji, Orlen Lietuva musiałby zarabiać 1 mld zł rocznie - stwierdził Krawiec. - Nie ma takiej możliwości, żeby ta spółka tyle zarabiała - dodał.

Prezes Orlenu powiedział też, że zainteresowanie zakupem rafinerii na Litwie jest spore. A pieniądze z ewentualnej sprzedaży Orlenu Lietuva są potrzebne płockiemu koncernowi na zakup złóż ropy.