Wskaźniki zadłużenia państw, które budzą ostatnio na rynkach duże emocje, często są nieistotnymi konstruktami. Przykładając do nich zbyt dużą wagę, inwestorzy zmuszają rządy do przedwczesnych cięć budżetowych – argumentuje Robert Shiller, ekonomista z Uniwersytetu Yale.
Zdaniem Shillera, jednego z autorów znanego miernika cen nieruchomość S&P/Case-Shiller, uczestnicy życia gospodarczego za dużo uwagi poświęcają wartości długu publicznego w stosunku do rocznego PKB. W tych kategoriach wyrażone są np. obowiązujące w niektórych państwach progi ostrożnościowe i limity zadłużenia.
- Często jednym tchem mówi się, że dług publiczny Grecji sięga 153 proc. PKB i jest ona niewypłacalna – zauważa Shiller na łamach „Project Syndicate". W efekcie ludzie często traktują zadłużenie przekraczające 100 proc. rocznego PKB jako oznakę bankructwa kraju.
- Rok to czas, jaki Ziemi zajmuje obiegnięcie Słońca i pomijając kilka sektorów gospodarki, np. rolnictwo, ta jednostka czasu nie ma żadnego ekonomicznego znaczenia – tłumaczy ekonomista.
- Gdyby ekonomiści nie mieli w nawyku liczyć rocznego PKB, tylko kwartalny, dług publiczny Grecji w stosunku do PKB byłby czterokrotnie wyższy, niż dziś. Gdyby z kolei mieli w nawyku liczenie dziesięcioletniego PKB, dług Grecji wynosiłby 15 proc. PKB. Jeśli chodzi o wypłacalności rządu w Atenach, taki wskaźnik byłby bardziej istotny, bo przecież nie muszą one spłacić swoich zobowiązań w ciągu roku – pisze profesor Yale.