We wrześniu wyniósł on 13 proc., o 0,1 pkt proc. więcej, niż w sierpniu. Stało się tak za sprawą inflacji, która – jak podał w środę Departament Skarbu – przyspieszyła w minionym miesiącu do 3,9 proc. w ujęciu rok do roku, z 3,8 proc. miesiąc wcześniej.
Choć teoretycznie ostatnia recesja w USA zakończyła się w połowie 2009 r., od tego czasu jakość życia w największej gospodarce świata nieustannie się pogarsza. We wrześniu ub.r. „indeks mizerii" wynosił 10,7 proc. Stopa bezrobocia była wprawdzie wówczas niższa, niż obecnie, ale roczne tempo wzrostu cen wynosiło zaledwie 1,1 proc.
Na pomysł mierzenia ekonomicznego dobrostanu Amerykanów za pomocą „indeksu mizerii" wpadł w latach 60. Arthur Okun, profesor ekonomii na Uniwersytecie Yale. Od tego czasu opracowano szereg bardziej zaawansowanych wskaźników zadowolenia społeczeństwa z sytuacji gospodarczej, ale często prowadzą one do tych samych wniosków, co indeks Okuna.
Przykładowo, indeks zaufania amerykańskich konsumentów do gospodarki, obliczany przez Uniwersytet w Michigan i agencję Reutera, na początku października do najniższego poziomu od 1980 r.
"Indeks mizerii" po raz ostatni był na tak wysokim poziomie, jak we wrześniu, w 1983 r. Ale wówczas był już w trendzie spadkowym. Trzy lata wcześniej oscylował bowiem wokół 22 proc.