Do inwestorów trafiły dzisiaj obligacje o zapadalności w październiku 2017 r. (za 595 mln euro), październiku 2021 r. (za 1,571 mld euro), kwietniu 2026 r. (za 1,571 mld euro) oraz kwietniu 2041 r. (za 1,1 mld euro).  W sumie całkowita wartość sprzedanych dzisiaj papierów wyniosła 4,346 mld euro.

To co na pewno ucieszyło Paryż to spadek rentowności. W przypadku dziesięcioletnich papierów wyniosła ona na dzisiejszej aukcji 3,25 proc. Jest to lepszy wynik od osiągniętego przez te papiery na podobnej transakcji, która odbyła się 3 listopada. Średnia ważona rentowność sprzedawanych obligacji wyniosła 3,18 proc.

Dzisiejsza sprzedaż jest jednak lekkim zaskoczeniem. Francja zapewniła sobie wystarczające środki, na pokrycie wszystkich swoich zobowiązań w 2011 r., już dużo wcześniej. Innymi słowy Paryż nie musiał sprzedawać dzisiaj nowych papierów dłużnych. Zdecydował się jednak na ten krok i to pomimo ogromnych zawirowań na rynkach. Jak się okazuje, była to słuszna decyzja.

Spadek rentowności na francuskich obligacjach, jaki obserwujemy dzisiaj, jest niewielką ulgą dla Paryża. Spread francuskich dziesięciolatek w porównaniu z niemieckimi bundami nadal utrzymuje się na rekordowo wysokim poziomie i wynosi około 204 pkt bazowych. Jest to najwyższa różnica pomiędzy papierami od ponad 20 lat. Sytuacja zaczyna coraz bardziej niepokoić inwestorów. Jeszcze nie tak dawno, bo w kwietniu 2011 r., spread wynosił zaledwie 28 pkt bazowych. Oznacza to, że druga gospodarka strefy euro słabnie coraz bardziej i realne staje się ryzyko utraty przez Paryz najwyższej oceny wiarygodności kredytowej AAA.