Raport szanowanego think-tanku Chatham House, londyńskiego instytutu spraw międzynarodowych stwierdza, że takie wydarzenia jak chmura pyłu wulkanicznego w 2010 r., która uziemiła loty w Europie, trzęsienie ziemi i tsunami w Japonii oraz powódź w Tajlandii w 2011 r. wykazały, iż kluczowe sektory i firmy mogą bardzo ucierpieć, jeśli zakłócenia w produkcji czy transporcie potrwają dłużej niż tydzień.
„Tydzień wydaje się być maksymalnym okresem tolerancji dla globalnej gospodarki funkcjonującej zgodnie z zasadą "just-in-time" — podkreśla opracowanie.
Obecny krucha gospodarka świata jest szczególnie narażona na nieprzewidziane wstrząsy. Do 30 proc. PKB krajów rozwiniętych może być zagrożony kryzysami, zwłaszcza w sektorze przetwórczym i w turystyce.
Autorzy raportu oceniają, że wystąpienie w 2003 r. w Azji zespołu ostrej ciężkiej niewydolności oddechowej (nietypowego zapalenia płuc) SARS kosztowało firmy 60 mld dolarów, czyli około 2 proc. PKB Azji Wschodniej. Po tsunami i kryzysie w energetyce jądrowej w Japonii w marcu 2011 r. światowa produkcja przemysłowa zmalała następnego miesiąca o 1,1 proc. — ocenia Bank Światowy. Chmura pyłu wulkanicznego w 2010 r. spowodowała w Unii Europejskiej straty 5-10 mld euro, spychając linie lotnicze i biura podróży na skraj bankructwa.
- Chciałabym, abyśmy wyciągnęli nauczkę z tych doświadczeń i stali się bardziej odporni na dłużej, ale nie dojdzie do tego, o ile rządy i firmy nie przygotują się lepiej i nie stworzą różnych łańcuchów dostaw, które można by uruchomić i połączyć w razie pojawienia się klęsk żywiołowych — stwierdziła szefowa brytyjskiej firmy analizowania ryzyka Maplecroft, Alyson Warhurst.