Chiny stanęły w miejscu

Tak wolno chińska gospodarka nie rozwijała się od ośmiu miesięcy. Nic nie pomagają zachęcające komentarze ekonomistów, czy byłego już prezesa Banku Światowego Roberta Zoellicka. Chiny praktycznie stanęły.

Publikacja: 01.08.2012 10:21

Chiny stanęły w miejscu

Foto: Bloomberg

We środę Chińczycy podali oficjalną wartość PMI, który spadł z 50,2 w czerwcu do 50,1 w lipcu. I był najniższy od listopada 2011 r. Wiadomo, że odczyt na poziomie 50 oznacza stagnację, każdy ułamek w dół, to spadek produkcji.

Od kilku dni toczy się dyskusja na temat kondycji gospodarki chińskiej. Powszechnie oczekiwano, że trzeci kwartał będzie powrotem do wyraźnego wzrostu. W okresie kwiecień - czerwiec PKB zwiększył się jedynie o 7,6 proc., co było uznane za oznakę spowolnienia. Był to zresztą najgorszy wynik chińskiej gospodarki od trzech lat. Przy tym niektóre fabryki nadal notują zwiększenie produkcji, ale coraz trudniej jest im zdobyć zamówienia, a szczególne kłopoty sprawiają rynki zagraniczne, gdzie widać wyraźny kryzys. Najwyraźniej jest to odczuwalne u dwóch kluczowych partnerów - w Europie i Stanach Zjednoczonych.

Teraz już sami Chińczycy przyznają, że ryzyko poważnego hamowania gospodarki jest potężne i wskazują przede wszystkim na pogarszającą się sytuację na rynkach europejskich.

— Presja w dół jest szczególnie odczuwalna - mówił we wtorek premier Chin, Wen Jiabao cytowany przez chińską agencję prasową Xinhua. Co gorsza jego zdaniem globalne spowolnienie gospodarcze, które dzisiaj odczuwają chińscy eksporterzy może potrwać  naprawdę długo.

W tej chwili mało już kto wierzy, że w tym roku uda się Chinom osiągnąć wzrost gospodarczy na poziomie przekraczającym 8 proc. PKB. Pojawiają się nawet czarne prognozy, które mówią o krachu w budownictwie, które dotąd było ważnym czynnikiem napędzającym rozwój. Boom inwestycyjny ostatniej dekady był tak gigantyczny, że Chińczycy praktycznie u siebie w kraju budowali „drugi Rzym" co każde dwa tygodnie. Dzisiaj nie wiadomo ile z tych inwestycji miało niezbędne pozwolenia i jak bardzo się zadłużyły. W samym Pekinie ,gdzie mieszkania są potwornie drogie 4 miliony lokali stoi pustych. Inwestycje w budownictwie    miały na swoim koncie jedną czwartą PKB i zatrudniało ok. 15 proc. siły roboczej. Niestety ta branża również nagromadziła w ostatnich latach ogromne portfele złych kredytów, które władze starają się teraz wyczyścić. Od kryzysu w 2009 roku władze lokalne zadłużały się na potęgę w kontrolowanych przez państwo bankach,żeby sfinansować niekoniecznie potrzebne projekty. Jednocześnie rozwijało się finansowanie w szarej strefie, przy tym gigantyczne kwoty były lokowane na rynku nieruchomości.

—Niestety w wielu wypadkach nasz rozwój okazał się niezrównoważony, brak mu koordynacji i w takiej formie jest nie do utrzymania - uważa cytowany przez Xinhua premier Wen Jiabao.

Zapewne dlatego właśnie rząd w Pekinie powstrzymuje się przed wprowadzeniem na rynek kolejnego pakietu stymulacyjnego, chociaż jest tak naprawdę jedyny na świecie, który byłoby stać na takie posunięcie. W latach poprzedniej fali kryzysu 2008/9 Chińczycy wpompowali w gospodarkę około biliona dolarów. Te pieniądze napędziły koniunkturę właśnie w  inwestycjach infrastrukturalnych, powstały gigantyczne lotniska, deficytowa szybka kolej, oraz wiele mostów, które prowadzą donikąd.

Zdaniem ekonomistów chińską gospodarkę może w tej chwili wspomóc jedynie pobudzenie popytu wewnętrznego, skoro inwestycje i eksport nie mają szans na dalszy wzrost. A Chińczycy lubią i mają za co kupować,nawet w obecnej nieco trudniejszej sytuacji gospodarczej. Tyle,że jak na razie te pieniądze najchętniej wydają za granicą, a umacniający się juan powoduje, że takie wyprawy są coraz tańsze.

Chińskie władze ze swojej strony od początku czerwca nieco poluzowały politykę pieniężną. Łatwiej jest teraz pożyczyć pieniądze i bardziej opłaca się je oszczędzać, bo banki zostały zmuszone do podwyższenia oprocentowania depozytów. W tym roku oczekuje się, że płaca początkowa wzrośnie o 13 proc. w porównaniu z 2011 r. Ale z drugiej strony mówi się również, że jednak ten kwartał, a być może także kolejny będą dość trudne. Jak trudne, to zależy przede wszystkim od tego jak rozwinie się sytuacja w strefie euro.

We środę Chińczycy podali oficjalną wartość PMI, który spadł z 50,2 w czerwcu do 50,1 w lipcu. I był najniższy od listopada 2011 r. Wiadomo, że odczyt na poziomie 50 oznacza stagnację, każdy ułamek w dół, to spadek produkcji.

Od kilku dni toczy się dyskusja na temat kondycji gospodarki chińskiej. Powszechnie oczekiwano, że trzeci kwartał będzie powrotem do wyraźnego wzrostu. W okresie kwiecień - czerwiec PKB zwiększył się jedynie o 7,6 proc., co było uznane za oznakę spowolnienia. Był to zresztą najgorszy wynik chińskiej gospodarki od trzech lat. Przy tym niektóre fabryki nadal notują zwiększenie produkcji, ale coraz trudniej jest im zdobyć zamówienia, a szczególne kłopoty sprawiają rynki zagraniczne, gdzie widać wyraźny kryzys. Najwyraźniej jest to odczuwalne u dwóch kluczowych partnerów - w Europie i Stanach Zjednoczonych.

Finanse
Warren Buffett przejdzie na emeryturę. Ma go zastąpić Greg Abel
Finanse
Berkshire ze spadkiem zysków, rośnie za to góra gotówki
Finanse
Polacy niespecjalnie zadowoleni ze swojej sytuacji finansowej
Finanse
Norweski fundusz emerytalny z miliardową stratą
Finanse
TFI na zakupach, OFE wyprzedają polskie akcje