Trudno w tej chwili ocenić, jak szeroki jest to rynek,ponieważ brak miarodajnych danych. Dość powiedzieć, że nowe przepisy mogą mieć znaczenie, również finansowe, praktycznie dla wszystkich, którzy mają do czynienia z systemami chłodzącymi, od administratorów biur czy sklepów, po właścicieli aut z klimatyzacją. Dla administratorów czy kierowców zmiany mogą oznaczać utrudnienia i wyższe ceny. Dla firm specjalizujących się w obsłudze oraz serwisie instalacji chłodzących – konieczność wydatków lub widmo rezygnacji ze świadczenia takich usług.

Rzecz w tym, że Polska, która stara się deregulować gospodarkę, gdzie tylko można, w tym przypadku zmuszona jest wprowadzić nowe certyfikaty. A wszystko przez unijne przepisy dotyczące ograniczenia emisji gazów zubażających warstwę ozonową (tzw. F–gazów), które stosuje się jako czynnik chłodzący w klimatyzacjach, głównie samochodowych.

Dziś nie ma praktycznie żadnych obostrzeń, by mechanicy sami uzupełniali chłodziarki w autach. Po wejściu w życie planowanych przepisów nie będzie to już możliwe. Montaż i serwis klimatyzacji będą zaś mogły wykonywać wyłącznie warsztaty i osoby, które ukończą specjalne szkolenie i uzyskają odpowiednie poświadczenie. Właściciela serwisu certyfikat taki może kosztować ok. 2,5 tys. zł. Szkolenie każdego pracownika, który będzie się zajmował klimatyzacją, to z kolei koszt blisko 300 zł.

Paweł Mikusek, rzecznik Ministerstwa Środowiska, przekonuje, że nowe przepisy nie będą ani tak uciążliwe ani tak drogie, jak się może wydawać. Na razie są to jedynie założenia do projektu stosownej ustawy. W ciągu najbliższych kilku miesięcy mogą się jednak zmienić w obowiązujące prawo.

Więcej w polskiej edycji tygodnika „Bloomberg Businessweek"