Polscy konsumenci zostawiają w sklepach już znaczne więcej pieniędzy niż w pierwszej połowie roku. O ile od stycznia do czerwca sprzedaż detaliczna wzrosła średnio o mniej niż 1 proc., o tyle od lipca do października już prawie o 4 proc. – wynika z analizy „Rz".
Na taką poprawę wpływa pewna zmiana zachowań konsumentów. – Wciąż odkładamy, żeby mieć oszczędności, ale też by kupić dobra trwałego użytku – nowe meble czy sprzęt RTV. Równocześnie jednak coraz śmielej pozwalamy sobie na inne wydatki – zauważa Piotr Bujak, główny ekonomista Nordea Bank.
Dobrym przykładem jest żywność. O ile w pierwszej połowie roku nasze wydatki na jedzenie, napoje i wyroby tytoniowe były niższe niż rok wcześniej, o tyle w ostatnich miesiącach wzrosły realnie o ponad 2 proc. – Kiedy po silnym spowolnieniu gospodarki zaczyna się nam dziać coraz lepiej, to naturalnie kupujemy więcej i lepszej jakości dóbr pierwszej potrzeby, stąd lepsza ostatnio sprzedaż żywności – wyjaśnia Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest-Banku.
Podobnie nie odmawiamy sobie już tak bardzo rzeczy, które w czasie kryzysu najłatwiej ograniczać – książek czy gazet oraz ubrań i butów. W tej pierwszej kategorii co prawda sprzedaż detaliczna w okresie lipiec–październik spadła, ale tylko o ok. 0,5 proc., podczas gdy w I poł. roku spadek wynosił prawie 4 proc. W tej drugiej kategorii dynamika realnych wzrostów poprawiła się o ok. 3,5 pkt proc. (do ok. 15 proc.)
Zaskakujący jest za to nagły, widoczny od połowy roku, mocny wzrost sprzedaży samochodów (z 5,6 proc. w I poł. roku do 16 proc. po dziesięciu miesiącach). Dlatego ekonomiści podejrzewają, że tak naprawdę jest to popyt generowany przez firmy. – Taki gigantyczny wzrost nie pasuje do obrazu polskich konsumentów, zwłaszcza że jednocześnie znacząco nie zwiększa się sprzedaż paliw – podkreśla Wojciechowski.