W ostatnich tygodniach na węgierskim rynku finansowym panowało ogromne zamieszanie. Od początku lutego forint mocno się osłabiał – w ciągu kilku pierwszych dni miesiąca stracił 3 proc., mimo że inne waluty regionu umacniały się.
Niektórzy analitycy uważali, że jest to głównie wynik awersji inwestorów do węgierskiego rynku. Część ekonomistów (np. Merrill Lynch) nie miała wątpliwości, że to fundusze spekulacyjne chciały zmusić węgierski bank centralny do podniesienia stóp procentowych. Ten się nie dał i wczoraj zdecydował, że oprocentowanie pozostanie bez zmian. Jednocześnie bank, w porozumieniu z rządem, wprowadził całkowicie płynny kurs krajowej waluty. Węgrzy są w bardzo trudnej sytuacji. Ich gospodarka jest na skraju recesji. Wzrost gospodarczy nie był wyższy w ubiegłym roku o 2 proc. Jednocześnie nad Dunajem inflacja jest wysoka i przekroczyła 5 proc. Zaś bank centralny do tej pory miał dwa cele: utrzymanie stabilności cen oraz utrzymanie forinta w paśmie wahań nieprzekraczającym plus minus 15 proc. Słaby kurs waluty nie sprzyja walce z inflacją, przyczyniając się do jej wzrostu. Podnosi bowiem ceny importu. Dlatego zapewne wielu inwestorów liczyło, że bank centralny w Budapeszcie podniesie oprocentowanie. I mieli do tego podstawy. – W przeszłości bank centralny był bardzo zorientowany na kurs, często reagował zmianami stóp procentowych. Stąd oczekiwania, że podniesie stopy w reakcji na osłabienie forinta – mówi Marcin Bilbin, analityk Pekao SA. Tylko że teraz podniesienie kosztów kredytu mogłoby być zabójcze dla zwalniającej gospodarki.
Dlatego kierowany przez Andrasa Simora bank tym razem dał inwestorom jasny sygnał: koniec z utrzymywaniem kursu waluty w przedziale wahań wynoszącym plus minus 15 proc. Od tej pory cena węgierskiej waluty będzie ustalana wyłącznie przez rynek i bankowi centralnemu nic do tego. Po tej decyzji forint umocnił się.
Większość ekonomistów zareagowała na to świadczenie bardzo pozytywnie. Podkreślali, że daje to bankowi większą wiarygodność w walce z inflacją. Nie musi on bowiem zawracać sobie głowy kursem. A często dbanie o walutę i stabilność cen może być jak prowadzenie jednego samochodu za pomocą dwóch kierownic.
W Polsce próby wymuszenia przez rynek reakcji banku centralnego są bardzo mało prawdopodobne. – Od dawna mamy całkowicie płynny kurs waluty i bank centralny był zawsze odporny na zmiany tego kursu – mówi Marcin Bilbin. Dodaje, że ewentualna próba osłabienia złotego jest mało prawdopodobna. Złoty od dłuższego czasu się umacnia, a fundusze spekulacyjne rzadko działają wbrew rynkowym trendom. Wprawdzie niedawno wiceprezes NBP Witold Koziński stwierdził, że istnieje inna możliwość. Jego zdaniem w przypadku nadmiernego umocnienia złotego bank powinien przeprowadzić interwencję na rynku walutowym. Ale spotkało się to z negatywną reakcją niektórych członków Rady Polityki Pieniężnej, którzy przypominali, że bardzo trudno jest określić, gdzie leży granica, poza którą kurs złotego nie powinien wykraczać. Z kolei Andrzej Krzemiński, analityk BPH, podkreśla, że umacniający się kurs złotego odzwierciedla bardzo dobre fundamenty gospodarcze Polski.