W ciągu pięciu dni złoty stracił prawie 3 proc. do dolara i ok. 1 proc. do euro. Ceny obligacji spadły, podwyższając rentowność o 14 – 20 pkt bazowych. Akcje staniały od 1 proc. (sWIG80) do prawie 4 proc. (WIG20).
Jak zwykle przyczyny spadków leżą poza granicami Polski. Na złe nastroje inwestorów szczególny wpływ miały informacje z wtorku, które na dobrą sprawę zaważyły na całym tygodniu. W tym dniu Instytut Zarządzania Podażą podał, że indeks aktywności w sektorze usług w USA spadł w styczniu do 41,9 pkt (oczekiwano 52 pkt). Odczyt wskaźnika (najniższy od 2001 r.) to argument dla zwolenników tezy, że amerykańska gospodarka już jest w fazie recesji. Do tego doszły słabsze dane dotyczące gospodarki UE. W efekcie do końca tygodnia obserwowaliśmy odwrót od ryzykownych aktywów, w tym polskich.
Warto zwrócić uwagę na zachowanie się dolara wobec euro. W mijającym tygodniu, mimo recesyjnych sygnałów z gospodarki, amerykańska waluta zyskała ok. 2 proc. Zmiana preferencji inwestorów może wskazywać, że liczą na skuteczność Fed i administracji Busha w walce z dekoniunkturą. Jeśli ta tendencja się utrzyma, może to negatywnie wpłynąć na wycenę złotego, którego dodatkowo mogą osłabiać zapowiedzi Witolda Kozińskiego (kandydat na wiceprezesa NBP) o możliwej interwencji na rynku walutowym. Na giełdzie WIG20 skutecznie obronił poziom 2900 pkt i pewnie to samo będziemy obserwować w nadchodzącym tygodniu. Może się to udać, zwłaszcza że największą falę umorzeń jednostek uczestnictwa w TFI mamy już za sobą. Po fatalnym styczniu, kiedy z rynku wyparowało ok. 11 mld zł, w kolejnych tygodniach powinno być lepiej.
Cała nadzieja na utrzymanie indeksu powyżej wspomnianego poziomu leży w OFE, ponieważ wydrenowane z gotówki TFI z pewnością nie wykreują popytu.