RZ: Rosną żądania dotyczące podniesienia wynagrodzeń wysuwane przez pracowników sfery budżetowej, a przy tym pojawiają się kolejne pomysły polityków PO i PSL, które mogą zwiększyć wydatki państwa. Nie można także zapominać o kosztach reprywatyzacji, którą obiecał premier Donald Tusk. Budżet 2009 roku nie wytrzyma wszystkiego. Z czego trzeba będzie zrezygnować? A może ulegnie pan presji polityków, w tym premiera Donalda Tuska, i istotnie zwiększy wydatki?
Jacek Rostowski:
Wydaje mi się, że tych pomysłów nie jest więcej niż w ostatnich latach, ale teraz premier i rząd są bardziej zdeterminowani, żeby im się przeciwstawić. Wszystko musi się mieścić się w ramach naszej nowej kotwicy, czyli w ramach programu konwergencji i planu obniżenia deficytu sektora finansów do 1 proc. PKB w 2011 roku.
Czy popiera pan pomysł wprowadzenia podatku liniowego już od 2009 roku? Mówił o tym szef Klubu Parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski. Tę deklarację odebrano jako ostrzeżenie dla pana, by przyspieszył pan pracę.
Jestem zwolennikiem podatku liniowego, ale w 2009 roku i tak mamy zaplanowaną wielką reformę PIT, czyli wprowadzenie dwóch stawek, 18 i 32 proc. To wiąże się ze znacznie mniejszymi dochodami budżetu, a zgodnie z planem konwergencji musimy jeszcze obniżyć deficyt sektora o 0,5 pkt proc. PKB.