Nie zgodzę się na podatek liniowy od 2009 roku

Nigdy nie zaakceptuję czegoś, co jest nieodpowiedzialne dla budżetu. Jak na razie nie mam powodu straszyć polityków swoją rezygnacją, mówi „Rz” minister finansów Jacek Rostowski.

Aktualizacja: 21.04.2008 08:39 Publikacja: 20.04.2008 21:06

Minister finansów Jacek Rostowski

Minister finansów Jacek Rostowski

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

RZ: Rosną żądania dotyczące podniesienia wynagrodzeń wysuwane przez pracowników sfery budżetowej, a przy tym pojawiają się kolejne pomysły polityków PO i PSL, które mogą zwiększyć wydatki państwa. Nie można także zapominać o kosztach reprywatyzacji, którą obiecał premier Donald Tusk. Budżet 2009 roku nie wytrzyma wszystkiego. Z czego trzeba będzie zrezygnować? A może ulegnie pan presji polityków, w tym premiera Donalda Tuska, i istotnie zwiększy wydatki?

Jacek Rostowski:

Wydaje mi się, że tych pomysłów nie jest więcej niż w ostatnich latach, ale teraz premier i rząd są bardziej zdeterminowani, żeby im się przeciwstawić. Wszystko musi się mieścić się w ramach naszej nowej kotwicy, czyli w ramach programu konwergencji i planu obniżenia deficytu sektora finansów do 1 proc. PKB w 2011 roku.

Czy popiera pan pomysł wprowadzenia podatku liniowego już od 2009 roku? Mówił o tym szef Klubu Parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski. Tę deklarację odebrano jako ostrzeżenie dla pana, by przyspieszył pan pracę.

Jestem zwolennikiem podatku liniowego, ale w 2009 roku i tak mamy zaplanowaną wielką reformę PIT, czyli wprowadzenie dwóch stawek, 18 i 32 proc. To wiąże się ze znacznie mniejszymi dochodami budżetu, a zgodnie z planem konwergencji musimy jeszcze obniżyć deficyt sektora o 0,5 pkt proc. PKB.

Część ekonomistów twierdzi, że podatek liniowy byłby możliwy, gdyby rząd wycofał się z obniżek składek rentowych w poszukiwaniu środków do budżetu. Dałoby to budżetowi kilkanaście miliardów złotych. Czy więc wycofa pan się z decyzji poprzedniego rządu o niższych składach rentowych?

Jestem zdania, że jeśli obniżyło się podatek, to nie wraca się do wyższej stawki.

Czy dopuszcza pan scenariusz, w którym politycy Platformy będą chcieli podatku liniowego w 2009 roku, ale pan nadal protestuje. Czy poda się pan do dymisji, jeśli decyzja polityczna o szybkim wprowadzeniu podatku liniowego jednak zapadnie?

Jestem za wprowadzeniem podatku liniowego tylko w momencie, gdy to będzie bezpieczne dla gospodarki i budżetu. Nigdy nie zaakceptuję czegoś, co będzie nieodpowiedzialne. Sądzę, że o podatku liniowym potencjalnie możemy myśleć dopiero od 2010 roku, ale nie widzę żadnej potrzeby straszenia rezygnacją, bo wszyscy w PO są racjonalni i odpowiedzialni.

Premier zapowiadał, że w czasie wakacji może dojść do rekonstrukcji składu gabinetu. Tymczasem nie tylko opozycja, ale i część polityków PO zarzuca panu zbyt wolne wprowadzanie reform zapowiadanych w kampanii wyborczej PO. Czy ma pan świadomość, że w kontekście tej rekonstrukcji rządu może chodzić o pana?

Nie słyszałem o tym. Nie zgadzam się, że zbyt wolno wprowadzamy zmiany. Przecież nie wycofaliśmy się z obniżki składki, zmniejszyliśmy deficyt, zwiększyliśmy płace nauczycieli. Poza tym tworzymy budżet w sytuacji reformy podatkowej, która na Zachodzie byłaby uważana za wystarczającą na całą kadencję, czyli dwie stawki na poziomie 18 i 32 procent. A my mamy jeszcze ulgę rodzinną i chcemy wprowadzić podatek liniowy.

Czy po odejściu wiceministra finansów Stanisława Gomułki, odpowiedzialnego za reformę finansów publicznych, jego plany będą realizowane? Czy premier naciskał na pana, by doszło do rezygnacji wiceministra?

Każdemu ministrowi finansów przydaje się „dodatkowy mózg”. Dla Leszka Balcerowicza w 1990 roku był nim Stefan Kawalec, taką rolę odgrywał u mnie Stanisław Gomułka

Minister Gomułka nadzorował nowelizację ustawy o finansach publicznych, a nie całą reformę wydatków, tak jak to przedstawiają niektórzy dziennikarze. Zajmie się tym teraz minister Elżbieta Suchocka. Resort, którym kieruję, jest tak znaczący, a sprawy, którymi się zajmuje, tak skomplikowane, że każdemu ministrowi finansów przydaje się „dodatkowy mózg”. Dla Leszka Balcerowicza w 1990 roku był nim Stefan Kawalec, taką rolę pełnił u mnie Stanisław Gomułka. Dlatego żałuję, że odszedł. Jako podsekretarz stanu profesor Gomułka nie decydował o polityce w żadnym zakresie, nie miał żadnych własnych „planów”. Sugerowanie, iż mógł istnieć konflikt między premierem a podsekretarzem stanu w jakimś ministerstwie jest absurdem. Premier o żadnych „planach” Staszka Gomułki nie wiedział i oczywiście żadnych nacisków nie było. Niestety, na skutek kilku jego niefortunnych wypowiedzi publicznych poleciłem Gomułce nie wypowiadać się w mediach. Wydaje się jednak, że profesorowi bardziej zależało na kontaktach z mediami niż na konstruktywnej pracy w ministerstwie. Każdy ma prawo wybrać to, co woli.

Marcowe dane o produkcji, która wzrosła jedynie o niecały procent, stanowią poważne ostrzeżenie. Czy nie obawia się pan, że w 2009 roku koniunktura się pogorszy?

Gdyby tak się stało, będzie mniej miejsca na dalsze odpowiedzialne obniżenie podatków i będziemy musieli być bardziej restrykcyjni po stronie wydatków. Arytmetyka ma swoje prawa. Ale jesteśmy raczej optymistyczni, jeśli chodzi o wzrost PKB w 2009 roku, szczególnie, że zakładamy reformy oszczędnościowe.

Co z reformą Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego? Zmiany w tym systemie nie będą się podobały elektoratowi PSL i mogą okazać się bolesne politycznie.

Będziemy rozmawiali na ten temat z Ministerstwem Pracy i Polityki Społecznej. Na pewno reforma jest potrzebna, pozostaje pytanie, kiedy i jak ją przeprowadzić.

Czy w budżecie 2009 roku będzie jakaś kotwica wydatkowa?

Naszą kotwicą jest plan konwergencji. Deficyt sektora finansów w 2009 roku musi wynieść 2 proc. PKB, czyli o pół procent mniej niż w 2008 roku, co oznacza, że nominalny deficyt będzie o ok. 7 miliardów złotych mniejszy, niż byłby inaczej. Wciąż też pracujemy nad propozycjami budżetowania wieloletniego, gdzie można będzie uchwalić taką kotwicę.

Prezes NBP upiera się przy kandydaturze Witolda Kozińskiego na wiceprezesa NBP, choć premier jej nie zaakceptował. Do czego to doprowadzi?

Z konstytucji wynika jasno, że premier, składając kontrasygnatę, bierze odpowiedzialność polityczną przed Sejmem za nominacje wiceprezesa NBP.

Gdyby był pan prezesem NBP, wskazałby pan nowego kandydata?

Tak.

Czy w obliczu ciągłego umocnienia złotego dostrzega pan potrzebę współpracy rządu z NBP w celu ograniczenia dalszego umacniania się polskiej waluty? Takie działania zapowiedziano w Czechach.

Mimo umocnienia złotego eksport wciąż szybko się rozwija, co zresztą jest jednym z powodów aprecjacji. Nie widzimy więc potrzeby żadnej formy interwencji aż do momentu przystąpienia Polski do systemu ERM2. System płynnego kursu w Polsce wyjątkowo dobrze się sprawdził. Musimy pamiętać, że inflacja w Czechach przekracza 7 proc. To wystarczający argument za naszym podejściem do kursu złotego.

Jakie sygnały chciałby pan wysłać z jednej strony do pracowników administracji, którzy domagają się podwyżek, a z drugiej – do inwestorów, którzy liczą na przyspieszenie reformy.

Najlepszą szansą na wyższe płace jest wyższy wzrost gospodarczy. Takie jest odpowiedzialne podejście do spraw budżetowych. Natomiast reformy powinny dać miejsce na podwyżki płac, który nie może przyczyniać się do wzrostu inflacji. A inwestorom chciałbym powiedzieć, że Polska to wyjątkowo dobry kraj do lokowania kapitału, z szybkim wzrostem gospodarczym i głęboką stabilnością finansową, a także rządem nastawionym na reformy. Dlatego to naprawdę wyjątkowo dobry moment, żeby inwestować w Polsce.

Jak pan ocenia marcowe dane o inflacji, która wyniosła aż 4,1 proc.?

Inflacja cały czas jest powyżej celu RPP, czyli 2,5 proc., i to nie jest dobre. Ale okazało się, że ceny rosną wolniej, niż można się było obawiać na początku roku, i to jest pozytywne. Z tych danych można wnioskować, że inflacja jeszcze trochę wzrośnie w pierwszej połowie roku, ale potem zacznie spadać.

Część ekonomistów sugerowała rządowi działania w celu obniżenia inflacji, np. przez obniżkę stawek akcyzy na paliwa i energię.

Dbanie o stabilność cen jest zadaniem niezależnego NBP i bardzo się cieszę, że podejmuje on zdecydowane kroki, aby inflację ograniczyć. Polityka rządu w tym zakresie ogranicza się do tego, że popieramy cel inflacyjny i chcemy w trwały sposób spełnić kryteria z Maastricht, także inflacyjne. Dobrze więc, że inflacja nie rośnie tak bardzo, jak można było się wcześniej obawiać. Ale administracyjne wpływanie na ceny jest raczej leczeniem symptomów niż powodów choroby. Co więcej, w pewnym sensie nasila powody, bo zwiększa popyt. To działanie antyefektywnościowe i jestem mu przeciwny.

Na Radzie Europejskiej pojawił się też temat państwowych funduszy majątkowych, które zwiększają teraz udziały w spółkach giełdowych (są to m.in. fundusze państw arabskich, Chin czy Rosji), a także większego dostępu do informacji przez lokalne nadzory finansowe.

Chodziło nam o to, żeby państwowe fundusze majątkowe podlegały określonym przepisom. W styczniu była jeszcze duża polaryzacja opinii i część państw chciała ograniczenia swobody działania tych funduszy, bo mogą one wpłynąć na gospodarkę, wykorzystując swoją pozycję rynkową np. w energetyce. Z drugiej strony były państwa, które się obawiały, że będzie to ukryta forma protekcjonizmu. Polska zasugerowała, żeby nie pozwalać na niekomercyjne (czyli polityczne lub narodowo-strategiczne) działania takich funduszy. To rozładowało konflikt wewnątrz Unii. Ustalono, że działania tych firm powinny być tak przejrzyste, aby do niekomercyjnych zachowań nie mogło dojść. Co do nadzorów, to na Radzie Europejskiej udało się wprowadzić zapis, że przepływ informacji między nadzorami krajów goszczących a krajami, gdzie są spółki matki, ma być zrównoważony. W ten sposób lokalne nadzory będą miały więcej informacji, a to zostanie wprowadzone do nowej dyrektywy, nad którą będzie pracowała Komisja Europejska.

RZ: Rosną żądania dotyczące podniesienia wynagrodzeń wysuwane przez pracowników sfery budżetowej, a przy tym pojawiają się kolejne pomysły polityków PO i PSL, które mogą zwiększyć wydatki państwa. Nie można także zapominać o kosztach reprywatyzacji, którą obiecał premier Donald Tusk. Budżet 2009 roku nie wytrzyma wszystkiego. Z czego trzeba będzie zrezygnować? A może ulegnie pan presji polityków, w tym premiera Donalda Tuska, i istotnie zwiększy wydatki?

Pozostało 95% artykułu
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu