Rz: Zapowiadał pan przyspieszenie prywatyzacji. Po kwietniu zrealizowano tylko niecałe 10 proc. planu. Taki efekt pana satysfakcjonuje?
Aleksander Grad: Po przyjściu do ministerstwa zderzyłem się z brakiem jakiejkolwiek zdolności podejmowania decyzji prywatyzacyjnych. To problem nie tylko ludzi, ale procedur i atmosfery. Jeśli w ciągu sześciu miesięcy udało się nam przygotować program prywatyzacji, rozpocząć procesy prywatyzacyjne w 180 spółkach, zawrzeć 40 umów na sprzedaż resztówek, przyjąć nowe rozwiązania prawne i ustawowe, odbudować, przynajmniej częściowo, kadrę zajmującą się prywatyzacją – jestem zadowolony.
W KNF są już trzy prospekty państwowych firm, w tym roku trafią kolejne. Zgodnie z umową do grudnia ma go złożyć LOT, w lipcu Enea, w kolejce są Giełda Papierów Wartościowych, Bogdanka, Zakłady Azotowe w Kędzierzynie. Trwają wyceny, pracują doradcy. Przygotowaliśmy zmiany ustaw i rozporządzeń, które pozwolą jawnie, taniej i szybciej prywatyzować. Nie ścigamy się, chcemy, żeby projekty były dobrze przygotowane.
Jak to jest, że aparat, który miał służyć prywatyzacji, hamuje ją?
Najważniejszy powód: wiele osób niesłusznie było publicznie oskarżanych o złe, nieuczciwe prowadzenie prywatyzacji. To byli często ludzie, którzy nie podejmowali osobiście decyzji, tylko uczestniczyli w zespołach odpowiadających za sprzedaż firm, a dziś muszą składać zeznania w prokuraturach. To oddziałuje na innych, którzy wolą, żeby ich podpisy nie figurowały na jakichkolwiek dokumentach.