Mariusz Kurzac, prezes ING Lease
Od 2004 r. gospodarka polska – utrzymując tempo wzrostu powyżej 5 proc. – radzi sobie lepiej niż gospodarki krajów sąsiednich. Bezpośrednie inwestycje zagraniczne i napływ funduszy strukturalnych UE są przyczyną umacniania się złotego wobec euro i dolara. Z drugiej strony skok cen ropy i energii oraz wzrost płac powodują, że zyski wielu firm stają pod znakiem zapytania.
Szczególnie mogą to odczuć firmy, których produkcja skierowana jest na eksport. Tanie euro i dolar powodują, że sprzedaż towarów na rynki zagraniczne przestaje być opłacalna. Pytanie o przyszłość powinna zadać sobie także ostatnio najdynamiczniej rozwijająca się branża transportowo-logistyczna. Gwałtownie rosnące koszty i wysoka konkurencja sprawiają, że przeżywa ona ciężkie chwile. Prognozy krótkoterminowe dla firm obu branż, będących dotychczas motorem dynamicznych przemian w Polsce, nie są optymistyczne. Po pierwsze wielu uczestników rynku oczekuje kursu walut EUR/PLN 3,10 i USD/PLN 1,95 już pod koniec roku. Są też tacy, którzy oczekują ceny ropy w przedziale 100 – 150 dol. za baryłkę, co również nie jest pozytywną informacją.
Jak uratować rentowność? Eksporterzy mają trzy wyjścia: cięcie kosztów, kreowanie popytu krajowego poprzez uplasowanie znacznej części produkcji na rynku polskim. Trzecie rozwiązanie należy rozpatrywać w perspektywie średnioterminowej. To przeniesienie najbardziej kosztochłonnej produkcji do krajów takich jak Ukraina, Rosja czy Rumunia, które nie są tak bardzo narażone na aprecjację lokalnej waluty. Dla największych inwestycji pomocne mogą być tutaj banki ponadregionalne, a w przypadku transakcji średnich (2 – 10 mln euro) – leasing transgraniczny.
W branży transportowej wyjście poza granice kraju nie znajduje zastosowania. Warto więc się zastanowić, czy ciągle pracować dla największych firm spedycyjnych, często po kosztach, czy też poszukać własnych kontrahentów (np. producentów) i świadczyć usługi bezpośrednio dla nich.