Główny Urząd Statystyczny ogłosił wczoraj, że średnia płaca w drugim kwartale 2008 roku wyniosła 2951,36 złotych. To oznacza, że w porównaniu z pierwszym kwartałem roku spadła o nieco ponad 30 zł. Jednak gdy porównamy te dane z analogicznym okresem poprzedniego roku, to okaże się, że nadal mamy do czynienia z dużymi podwyżkami. W drugim kwartale 2007 roku bowiem przeciętne wynagrodzenie wyniosło 2644,34 zł, czyli mamy wzrost o 11,6 proc. Podczas gdy wzrost w pierwszym kwartale rok do roku wyniósł 10,1 proc.
Jarosław Janecki, główny ekonomista Societe Generale, jest zdania, że począwszy od początku 2007 roku, dynamika wzrostu naszych uposażeń jest na tyle wysoka, że niewielki spadek w drugim kwartale tego roku nie będzie miał większego wpływu na gospodarkę.
– Ważniejszy jest fakt, że cały czas relacja wzrostu płac do poziomu wydajności jest niekorzystna i powoduje narastanie presji inflacyjnej – wyjaśnia ekonomista. – Co więcej, nie sądzę, aby ten niewielki trend spadkowy się utrzymał, tym bardziej że w wielu branżach podwyżki nastąpiły od połowy roku. Dotyczy to m.in. energetyki i przemysłu wydobywczego.
Janecki uważa, że dane z lipca i sierpnia potwierdzą utrzymującą się dwucyfrową dynamikę podwyżek w porównaniu z ubiegłym rokiem. To z kolei będzie sygnałem dla Rady Polityki Pieniężnej, która na wrześniowym posiedzeniu może podnieść po raz kolejny w tym roku stopy procentowe. – Myślę, że decyzja o podwyżce o 25 punktów bazowych jest przesądzona, a pod znakiem zapytania stoi wzrost o 50 pb – mówi Janecki.
Na odwrócenie trendu szybkiego wzrostu płac liczy z kolei Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan. – Dziś nikt nie kwestionuje faktu, że mamy do czynienia ze spowolnieniem. Firmy sygnalizują mniejsze zapotrzebowanie na nowych pracowników. Redukcji zatrudnienia nie będzie, ale należy oczekiwać znacznego spowolnienia wzrostu – mówi Mordasewicz. – Na to nałoży się fala powrotów części Polaków z Anglii i Irlandii.