Polityka to największa przeszkoda na drodze Polski do przyjęcia euro – to wniosek z wczorajszego spotkania Donalda Tuska i szefa Europejskiego Banku Centralnego Jeana Claude'a Tricheta.
– Naszych rozmówców bardzo interesowała polityczna sytuacja w Polsce. Okazało się, że nasze poglądy są zbieżne. Bezpieczniej dla tego projektu byłoby, byśmy uzyskali możliwie szeroki konsensus polityczny i aby doszło do odpowiednich i potrzebnych zmian w konstytucji, a potem wejście do ERM2 – mówił wczoraj we Frankfurcie Donald Tusk.
Jego zdaniem wejście do tzw. przedsionka strefy euro, czyli systemu ERM2, w którym waluta narodowa może się wahać jedynie w wąskim zakresie, mogłoby nastąpić w maju lub czerwcu 2009 roku.
Jednocześnie Tusk powiedział, że podczas spotkania nie poruszano tematu zmiany kryteriów ekonomicznych przystąpienia do strefy euro, a więc przede wszystkim dotyczących inflacji, długu publicznego i deficytu sektora finansów publicznych. O ewentualnej możliwości zmiany kryterium budżetowego mówił w wywiadzie dla "Rz" Michał Boni, szef doradców premiera. Ale nawet gdyby taki temat był poruszony, szanse, by coś udało się zmienić, są iluzoryczne, także w przypadku skrócenia pobytu w ERM2, bo i takie głosy się pojawiają.
– Moim zdaniem nie ma szans na złagodzenie kryteriów przystąpienia do strefy euro. Nie zmienia to faktu, że powinniśmy wskazywać na forum europejskim absurdy tych kryteriów – mówi prof. Dariusz Rosati, były członek Rady Polityki Pieniężnej i eurodeputowany.