Po świetnym 2007 r., gdy gospodarka rozwijała się w tempie 6,7 proc., ekonomiści już na początku minionego roku byli pewni, że tak dobrego wyniku nie da się powtórzyć. Większość oczekiwała, że możemy oczekiwać wzrostu ponad 5 proc. PKB. Jedynie najwięksi optymiści wróżyli skok o 6 proc. PKB.
Rzeczywistość zweryfikowała ich prognozy. Według najnowszych szacunków resortu finansów wartość PKB w 2008 r. wzrośnie o 5,1 proc. Poniżej bariery 5 proc. wzrostu PKB gospodarka zeszła już w trzecim kwartale (4,8 proc.). W czwartym wzrost może być już nawet niższy niż 4 proc.
Do grona tych, którzy szacowali, że gospodarka będzie rosła w tempie 5,5 proc., należeli m.in. Piotr Kalisz z CitiHandlowego, Jarosław Janecki z Societe Generale, Jacek Wiśniewski z Raiffeisen Banku, analitycy IBnGR i Rafał Antczak z PZU. Równie optymistyczne były nawet rządowe przewidywania. Eksperci Ministerstwa Finansów i Ministerstwa Gospodarki mówili o wzroście 5,5 proc. PKB. Równocześnie miała mu towarzyszyć niska inflacja, która średniorocznie miała wynieść 2,5 proc. Teraz szacują ją na 4,1 proc.
Dużo trafniej rzeczywistość przewidywali m.in. Maciej Reluga z BZWBK czy mówiący o wzroście w granicach 5 proc. Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, Ryszard Petru z BPH i Mirosław Gronicki, były minister finansów. Ten ostatni uważał też, że średnioroczna inflacja może wynieść 4 proc. Łukasz Tarnawa z PKO BP przewidywał wynik gorszy niż ministerialni analitycy, ale nieco lepszy niż dużo mniej optymistyczni koledzy – 5,3 proc.
Niższe szacunki z reguły argumentowali obawami przed spowolnieniem w USA i Europie Zachodniej. Wszyscy jednak mieli nadzieję, że dzięki silnej konsumpcji wewnętrznej polska gospodarka nie powinna ucierpieć.