Formalnie Polska ma obietnicę Komisji Europejskiej, że elektrownie od 2013 r. nie będą musiały – jak w innych krajach Unii Europejskiej – kupować wszystkich uprawnień do emisji na wolnych aukcjach, ale tylko 30 proc. (dopiero od 2019 r. obowiązkowy będzie zakup pełnej puli). Nie wiadomo ciągle jednak, na jakich zasadach polskie firmy, zwłaszcza te, które rozpoczęły lub przygotowują budowę nowych bloków w elektrowniach, będą korzystać tego przywileju (derogacji). Strona polska – ministrowie gospodarki i środowiska – liczy, że choć część wątpliwości uda się wyjaśnić w czasie rozpoczynających się dziś wieczorem rozmów z komisarz Connie Hedegaar, odpowiedzialną za kwestie związane z ochroną klimatu, a zatem i pozwoleniami na emisję.
– Do najważniejszych spraw zaliczamy ustalenie kryteriów, na podstawie których będzie można uznać inwestycje w naszych elektrowniach za faktycznie rozpoczęte przed końcem 2008 r. – mówi ”Rz” dyrektor Departamentu Energetyki w resorcie gospodarki Henryk Majchrzak. – W prawie unijnym nie ma definicji, dlatego chcemy, by KE uznała tę, jaką mamy w polskim prawie budowlanym.
Gdyby tak się stało, to szanse na skorzystanie z derogacji, a w konsekwencji niższe wydatki na zakup pozwoleń na emisję miałyby firmy, które przygotowują nowe bloki w elektrowniach o mocy w sumie 15 tys. MW.
Choć strona polska rozmawia z Brukselą o tym od jesieni 2009 r., to do tej pory nie uzyskała jasnej odpowiedzi. Komisja ma dopiero za trzy miesiące określić kryteria oceny inwestycji za faktycznie rozpoczęte. – To szczególnie ważne dla inwestorów, bo uzyskanie prawa do darmowych pozwoleń na emisję decyduje o kosztach i opłacalności nowych bloków – mówi Henryk Majchrzak. – Zatem albo Komisja przyjmie nasze sugestie i będzie motywować inwestorów do działania, czyli w praktyce przekształcenia polskiej energetyki w nowoczesną i bardziej efektywną, albo derogacja zostanie tylko na papierze.
Polskie firmy walczą o duże pieniądze. Zakładając tylko, że w Polsce mogłoby do 2015 r. powstać 10 tys. megawatów nowych mocy w elektrowniach konwencjonalnych, to ich właściciele bez derogacji musieliby kupić uprawnienia do emisji ok. 50 mln ton dwutlenku węgla. Wydatki na ten cel mogą wynieść od 1 – 2 mld euro (przy optymistycznej cenie uprawnień 20 – 40 euro za tonę). Gdyby firmy uzyskały choćby połowę uprawnień za darmo, to zaoszczędzą od 500 mln euro do miliarda euro. Gdyby cena pozwoleń na aukcjach była wyższa, a według niektórych analityków może dojść do 90 euro za tonę CO2, to oszczędności dzięki derogacji będą jeszcze wyższe. Dlatego rozmowy z komisarz Hedegaar są tak istotne.