Po oglądaniu wieczornej transmisji i tęgiej popijawie 25-letni Sinehlamhla, doradca firmy ds. sprzedaży zatelefonował do szefa i podał pierwszy lepszy powód, jaki mu wpadł do głowy, wyjaśniając dlaczego nie mógł przyjść do pracy. — Powiedziałem mu, że zalało mi mieszkanie — stwierdził. — Miałem potwornego kaca. Poprzedniego wieczora oglądaliśmy mecz, a potem piliśmy - dodał.
Nagła choroba ciotki-staruszki, awaria samochodu, grypa — to kilka z najpopularniejszych wymówek podczas mundialu, kiedy mieszkańcy RPA ostro imprezują i nawet specjalnie im nie przeszkadza, że ich reprezentacja została wyeliminowana. Dla firm, to poważny problem, bo doszło do gwałtownego spadku wydajności.
- Bawiłem się całą noc, rano byłem w pracy mocno nieświeży, więc nie ma co mówić o jakiejkolwiek wydajności — przyznaje 27-letni Thabo Maswanganye, pracownik urzędu podatkowego. Poszedł więc na zwolnienie lekarskie. — Krajowi to nie zaszkodzi, zawsze można nadrobić. Czego nie zrobimy dziś, zrobimy to jutro! Mundial mamy raz w życiu — wyjaśnia.
Około jednej trzeciej pracujących w RPA opuści przynajmniej jeden dzień pracy, bo woli oglądać mecze, a potem dobrze się napić. To oznacza ok. 750 mln randów (73 mln euro) strat dla gospodarki — wynika z oszacowań firmy doradczej Alexander Forbes.
Oprócz absencji największej gospodarce w Afryce grozi duże spowolnienie tempa podczas czterech tygodni turnieju. — Straciliśmy kontrakty, cała działalność zamarła, bo nie wolno nam pracować w promieniu 10 kilometrów wokół stadionu i lotniska — złości się szef firmy budowlanej w Kapsztadzie.