– Estonia została zaproszona na ślub, ale przybyła na pogrzeb – mówi Andres Arrak, ekonomista z Manior Business School w Tallinie.
Estoński rząd bardzo się jednak starał, aby z początkiem 2011 roku wprowadzić kraj do strefy euro. W 2009 r. tamtejsza gospodarka skurczyła się o blisko 14 proc., ale dzięki drakońskim cięciom wydatków udało się ograniczyć deficyt i w tym roku PKB ma się zwiększyć o ponad 2 proc.
Ostateczne „tak” z Brukseli Estonia usłyszała latem, po udzieleniu pomocy pogrążonej w kryzysie Grecji. W drugiej połowie roku, kiedy rękę po pieniądze wyciągnęła Irlandia, temat zamiany rodzimych walut na wspólnotową nie zajmował już europejskich polityków. Czesi wręcz zaczęli wspominać o pozostaniu przy koronie na zawsze, a premier Węgier Viktor Orban oświadczył, że przyjęcie euro przez ten kraj nie będzie realne w ciągu najbliższych dziesięciu lat.
Polski minister finansów Jacek Rostowski stwierdził w [link=http://www.rp.pl/artykul/132583,584550-Tylko-gleboki-kryzys-zmusi-mnie-do-terapii-szokowej.html]poniedziałkowym wywiadzie dla „Rz”[/link], że Polska będzie gotowa wstąpić do strefy euro w 2015 r. Ekonomiści nie bardzo mu wierzą – wskazują, że trudno będzie spełnić wymagane kryteria i stanie się to realne po 2015 r.
Zresztą dziś częściej słychać o możliwym rozpadzie strefy. – W obecnych warunkach przyjęcie euro jest postrzegane jako mniej trendy niż wcześniej – ocenia Radosław Bodys, strateg londyńskiego UBS. – To było jedyne rozsądne rozwiązanie dla tak małego kraju, który nie ma niezależnej polityki pieniężnej.