– Nie udało się zatrzymać deficytu na poziomie 7,9 proc. PKB – mówi "Rz" wysoki urzędnik z Kancelarii Premiera. Taki szacunek podał minister finansów w październiku ubiegłego roku i jednocześnie poinformował, że mimo spodziewanego spadku, poziom deficytu wzrośnie. Na koniec 2009 roku wyniósł on 7,2 proc. PKB. – Obecna prognoza mieści się w przedziale 8,2 – 8,5 proc. PKB. Myślę jednak, że 8,5 proc. PKB to zbyt pesymistyczna ocena – dodaje urzędnik.
Wyższy deficyt to wynik przede wszystkim wyższego zadłużenia samorządów. Resort finansów szacował, że ich długi nie przekroczą w 2010 r. 52 mld zł, tymczasem ostatnie prognozy wskazują, że mogą one wynieść 58 mld zł. Ekonomiści sądzą nawet, że dobiją do 60 mld zł.
Niższy za to okaże się najprawdopodobniej deficyt sektora centralnego, głównie z uwagi na niższy deficyt budżetowy. Po listopadzie wyniósł on 42,5 mld zł, a MF założyło, że na koniec grudnia będzie niewiele wyższy (choć w budżecie zapisano kwotę 52,2 mld zł).
Ekonomiści nie są zaskoczeni wyższymi prognozami deficytu finansów publicznych. – To było do przewidzenia – uważa Janusz Jankowiak, ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Minister popełnił błąd na etapie konstruowania budżetu. Nie wziął bowiem pod uwagę tak dużego zaangażowania samorządów w inwestycje infrastrukturalne – zaznacza Jankowiak. Jego zdaniem horrendalną pomyłką było przeszacowanie wpływów także do samorządowych kas z podatków dochodowych PIT i CIT. – Lokalne budżety dostały z tego tytułu około 5 mld zł mniej – twierdzi ekonomista.
Profesor Andrzej Wernik z Akademii Finansów uważa, że resort finansów musiał już mieć świadomość przekroczenia poziomu 8 proc. PKB, jeśli chodzi o zadłużenie, gdy podawał szacowaną wielkość 7,9 proc. PKB. – Ten wynik od początku wydawał się niewiarygodny. Przecież już rok temu deficyt samorządów przekroczył 13 mld zł wiadomo było, że w roku wyborów samorządowych będzie wyższy – wyjaśnia profesor. – Ile? To się okaże w kwietniu, gdy poznamy ostateczne wyniki.